Kapitan Car - Dwa ptaki z Epilogu powieści

O tym jak… ZOSTAWIĆ TEN KURWATELEFON – Kapitan Car – Marek Ławrynowicz

Weszli do jasno oświetlonego, niewielkiego pomieszczenia (mniej więcej dwa na dwa metry), które było zupełnie puste. Ściany, sufit, a nawet podłoga były pomalowane na biało i tak czyste, że Buła i Paciorek poczuli się cokolwiek nieswojo. Na szczęście na drzwiach (tych przez które weszli) zobaczyli napis Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne.
Buła nie miał wątpliwości. Nacisnął klamkę i oczywiście za drzwiami nie było już schodów. Weszli do nieco większego pomieszczenia od podłogi po sufit wypełnionego najrozmaitszymi wydaniami Pisma Świętego. Za ladą stał zegarmistrz i pobożnie patrzył w sufit.
– Czego? – spytał nieuprzejmie.
– Poprosimy Biblię.
– Którą?
– Tę – rzekł Buła wskazując na górna półkę – Jest taka wielka i zielona. Jak eleganckie pudełko czekoladek wypełnione nadzieją.

MAREK ŁAWRYNOWICZ – KAPITAN CAR

Nietypowy początek

Dzisiaj zaczynam od cytatu. Jeden się on uchował. Jeden, jako wspomnienie powieści Kapitan Car, pozostanie. Szczęście jakoś mam do dziwnych osobników z wąsami, tutaj w postaci autora Marka Ławrynowicza. Jeszcze kilkukrotnie wąsy w przyszłości się przewiną, może powinna powstać osobna kategoria dla tychże pisarzy. Tak, to niezła myśl, zostaną oni odpowiednio otagowani. Przepraszam też za piosenkę, nie mogłam się powstrzymać.

Satyra na wojsko, ale czy tylko?

Akcja powieści Kapitan Car zaczyna się z pozoru zwyczajnie, prawie zwyczajnie. Dwóch chłopaków spotka się na dworcu i razem udają się, w różnym stylu, do Szkoły Wojsk Zmechanizowanych. Historia stara jak świat. Kimże jednak są wspomniani osobnicy? Intensywnie główkowałam całą opowieść i biorąc pod uwagę fantastyczno-nadprzyrodzone fenomeny będące ich udziałem, takie oto wysnułam wnioski. Panowie Była i Paciorek to dwa pomniejsze diabły/diabełki, które wysłane zostają do szkoły wojskowej, a by tam, w niepozbawionym komizmu stylu, pewnym ludziom napsuć krwi, innym dać radość albo i armatę. Paciorek i Buła, być może nie świadomie nawet, funkcjonują jako „cząstka siły mała, co złego pragnąc zawsze dobro zdziała.” (Cytatu tego nie zagrał na gitarze, którą przywiózł z Czechosłowacji – Goethe, po prostu napisał w Fauście, a niejaki Bułhakow wykorzystał dalej, ale to już zupełnie inna powieść, a wraz z nią także i inna historia). Są to oczywiście moje subiektywne spostrzeżenia, a raczej wrażenia towarzyszące mi podczas czytania.

Kapitan Car

Moim osobistym zdaniem, początek jest dużo fajniejszy od zakończenia. Im historia toczy się dalej, tym ciężej o jej zrozumienie i akceptację ewoluującego wątku. Sama powieść nie jest długa i dzięki temu duża dawka kurwawojskowego kurwahumoru nie razi ani nie zdąży się czytelnikowi znudzić. Przeszkadzać może niezaznajomionym z drylem wojskowym, niech mają oni jednak świadomość tego, że do Armii wstępuje się jednak dla zabijania, a nie podróży, o czym świadczyć musi dobitny męski wulgaryzm. To, czym czytelnik się nie znudzi sprawia jednocześnie wrażenie, że ma do czynienia z formą rozwiniętego szkicu, a nie powieścią samą w sobie. Kiedy strona po stronie docieramy wreszcie do końca, pozostaje jakiś przedziwny niedosyt połączony z pytaniem, które wyraża się, może niezbyt pięknie, w języku obcym, skrótem – WTF, lub w wariancie młodzieżowym, pytaniem – co się tutaj odjaniepawliło?

Kim jest tytułowy Kapitan Car? Szczerze, wydaje mi się to zupełnie nieistotne. Mocniej nurtuje mnie pytanie, czy w wojsku coś się teraz zmieniło? Czy jest bardziej inteligentnie, mniej absurdalnie? Jakże by mogło tak być, nie ma chyba większego absurdu niż… tutaj posłużę się cytatem – „Na wojnach zabijają się nawzajem ludzie, którzy zupełnie się nie znają, w imię interesów ludzi, którzy się doskonale znają, ale się nie zabijają.” – Pablo Neruda

Z tym Was dzisiaj zostawiam.

P.S.

Pamiętajcie także, że Biblia, faktycznie jest jak pudełko czekoladek wypełnione nadzieją!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *