W niedalekiej przeszłości
30 grudnia 2017 roku postanowiliśmy wybrać się na przejażdżkę. Oficjalnie, aby zwiedzić piękne czeskie miasteczko, nieoficjalnie, żeby zwiedzić czeski market. Udało się oba plany połączyć i zrealizować. Tego mroźnego i nawet ciut śnieżnego dnia spacerowaliśmy uliczkami Karviny. Ukoronowaniem wyprawy miało być zwiedzanie Pałacu, ale niestety był w tym międzyświątecznym terminie nieczynny. Ktoś wyraźnie dał ciała, na stronie pisali, że otwarte, na drzwiach pisali, że zamknięte. Strona pałacu w domu, a drzwi pałacu w Karvinie. Oględziny tychże połączone zostały z symbolicznym całowaniem klamki. Nie ma się czym zamartwiać, co się odwlecze to nie uciecze.
Śląsk Cieszyński też Śląsk
Skoro Śląsk to węgiel. Tak, tutaj też i huty. Znajome klimaty. Pierwsze wzmianki o tutejszych okolicach pojawiają się w roku 1223. Od 1290 stanowiło cześć księstwa cieszyńskiego — lenna Królestwa Czech. Po I Wojnie Światowej przyłączona do Czechosłowacji, choć na tych terenach mieszkało bardzo wielu Polaków. Stan ten nie utrzymał się specjalnie długo i już w październiku 1938 roku okoliczne ziemie razem z Zaolziem przyłączone zostały do Polski. Rok później niejaki Adi Hitler, znany z kwiecistej wymowy, wąsaty jegomość zajął Karvinę, aby po wojnie ZSRR mogło oddać ją ponownie Czechosłowacji. Wszędobylskie miasteczko.
Tak obiektyw był trochę brudny…
Frysztad
Historyczne centrum miasta, kiedyś dawno temu samodzielne miasteczko. Tutaj rynek Karviny przylega do wspomnianego już pałacu (Zámek Fryštát). Malownicze miejsce, zupełnie niekojarzące się z przemysłową naturą regionu. Usytuowany obok kościół i wąskie uliczki zachęcają do spaceru. Nie jest on jednak długi, stara zabudowa jest niewielka, miejscami naznaczona modernizmem jak bliznami, które nie do końca chcą się zagoić.
Pomniki
Posągi mają Czesi ładne, nie tylko tutaj, ale i w inny miejscach. W Polsce pomniki bardziej idą w kierunku monumentalizmu, a nie upamiętnienia z dbaniem o szczegóły wyglądu przedstawianej osoby. Moda teraz na ławeczki sławnych ludzi. Na moje oko przedstawione wizerunki mają w sobie zbyt dużo współczesności, ostre krawędzie, przerysowanie cechy, impresjonistyczne rozmycie formy. Brakuje mi pomników w starym stylu, ciepłych, okrągłych realnych ludzi, jakby żywych postaci zatrzymanych w czasie. Nie sztuki, a odwzorowania i realizmu, które znajduję w Czeskich pomnikach i rzeźbach.
Zastanawiał się długo nad tym pomnikowym zagadnieniem i przypomniałam sobie Hrabiego Redena z Chorzowskiego rynku. Jest to przecież rekonstrukcja. No właśnie, rekonstrukcja w stylu monumentalnym, na gładko, mniej realizmu więcej kawałka kloca. Przeszkadza mi to, trochę taki półśrodek, ni to nowoczesna sztuka, ni starodawna. Pierwowzór wygląda jak żywy, widać każdą fałdkę na jego spodniach, każde zagięcie materiału na marynarce jakby faktycznie był ubrany w miękki plastyczny materiał. Jego twarz jest ludzka, realna, oczy patrzą na przechodnia. Nowy wygląda sztucznie jak potraktowany żelazkiem, ugładzony. Sprawdźcie sami Nowy Hrabia, Stary Hrabia.
Cóż tu więcej napisać, krótka wycieczka, krótki wpis i mała dygresja na temat sztuki. Wypiliśmy jeszcze piernikową kawkę i gorącą czekoladę, nakupiliśmy czeskiego piwa i wróciliśmy na swoje śmieci, do swojego Śląska tego górnego.