Pax – Sara Pennypacker – Książka roku 2016 serwisu Lubimy Czytać
Książka ta została wybrana głosami czytelników. Znaczy, się podobała czytelnikom. Wśród recenzji nie widzę jednak żeby ktoś zamieścił opinie dziecka, które miało przyjemność (lub nie) zapoznania się z tą historią. Czytelnicy zwracają uwagę na uniwersalność powieści, na trudną problematykę i, oczywiście, że jest to książka dla dzieci, która trafiła w ich ręce, mimo że są już dorośli i ich w większym lub mniejszym stopniu zachwyciła. Osobiście, gdybym przeczytała ją wcześniej sama, nie poleciłabym jej czytania dziecku. W ogóle nikomu nie poleciłabym jej czytania.
Smutek, smutek, morza smutku i trauma w gratisie
Darujcie, że tak szeroko opiszę fabułę, ale jako że zdecydowanie odradzam Paxa, muszę uzmysłowić wszystkim dlaczego. Zacznijmy od lisiego świata. Jest on, jak i książka, podzielony na dwie drogi: lisią i ludzką.
Czytam spokojnie dziecku, kiedy nagle lisica zwana Nastroszoną zaczyna opowiadać swoją historię. Jak to matka udaje się do ludzkiej siedziby szukać pożywienia. Nie ma czym wykarmić szczeniąt i w akcie desperacji próbuje dostać się do gospodarstwa. Wpada we wnyki. Córka szeroko otwiera oczy, lisica matka próbuje odgryźć sobie łapkę. Kochanie to prawda, zwierzęta tak robią, czasem z tego wychodzą – jakoś staram się ratować sytuację. Gdzie tam, sytuacja nie chce się wcale ratować. Ojciec lis rusza na ratunek i oboje giną zatłuczeni kijami na oczach ukrytych w krzakach szczeniaków.
Dziecko patrzy na mnie – ja na dziecko… cisza. Patrzymy dalej, cisza. Co tu powiedzieć. No co, się pytam. Ludzie tak mają; jacyś ludzie tak mają; są tacy ludzie co tak mają. Mają? Trudno, stało się, przeczytane, zamarzło. Czytam więc dalej. Przecież drastyczniejszych opisów być nie może.
Ginie Szary.
Szary lis – przywódca polany. Fajny, sympatyczny, pomaga Paxowi, prowadzi go i co… zostaje pogryziony przez lisa z sąsiedztwa i niestety umiera z powodu otrzymanych obrażeń. Wiadomo, żal, ale znośny – wszak natura swoje prawa ma i lisi świat także swoimi prawami się rządzi. Wlazł na cudze terytorium i niestety poniósł konsekwencje. Taka mała lisia śmierć przy roznoszeniu zwierzaków kijami nie jest specjalnie straszna, niemniej jest kolejną. I robi się nam smutno. Czekamy teraz na lepsze, na jakiś pozytyw. Czekamy, a ludzie w tym czasie zaminowują okolicę. Jest wojna są i miny. Na miny wchodzi sobie biedny jelonek i kabum! Wylatuje w powietrze, a jego zwęglone szczątki przyozdabiają polanę. Na minę wchodzi malutki, słodziutki braciszek Nastroszonej i KABUM — urywa mu łapkę. Usiłując ratować brata Nastroszona dostaje się w pobliże i KABUM — traci pół ogona! Nie no, jest fajnie przecież. Dziecko prawie płacze, minę ma jakby to jej nóżka odpadła i leży teraz przypalona koło tego jelonka, a ja myślę, za co te pochwały, te nagrody, to porównanie do Małego Księcia. Gdzie w Małym Księciu taka trauma? Niby coś tu ratuje to, jak ładnie Pax i Nastroszona stają się podporą dla Chuderlaka, jak oboje stają się jego łapką, jak stają się rodziną. Cóż z tego skoro przychodzi im pozostać na zaminowanym skrawku ziemi, w miejscu, gdzie pewnie zraz przejdzie front, gdzie najprawdopodobniej nie mają szansy na przeżycie. To się czuje(!), że ich los został przypieczętowany i nic, nic, nawet sielankowe wspólne polowanie nie jest w stanie zatrzeć tego koszmaru.
Zarażeni wojną – Ludzie
Tradycyjnie i z lewackim pozdrowieniem ojciec musi być tym najgorszym. Wiadomo przecież nie od dzisiaj, że ojciec bije, przejawia ciągoty do niepohamowywanych ataków furii, kłamie, wykorzystuje naiwność dziecka, niczego nie tłumaczy. Ojciec porzuca syna, którego sam wychowuje i odsyłając go do dziadka zmusza do porzucenia w lesie liska, którego chłopak wychowuje od szczeniaka. Dramatyczne pożegnanie na polanie, na której później ten sam ojciec-szuja rozkłada miny wiedząc, że nieszczęsne, kochane przez syna stworzonko najpewniej zginie wysadzone w powietrze. Chłopak wyrusza więc w długą podróż z zamiarem odzyskania przyjaciela. Na swej drodze spotyka weterana wojennego. Kobietę, która opatruje jego złamaną nogę. Kobietę, która cierpi najprawdopodobniej na jakiś rodzaj powojennego stresu pourazowego. Kobietę, która karze się za mordowanie ludzi noszeniem wystruganej z drewna potwornie ciężkiej nogi. Kobieta, która struga marionetki i codziennie odgrywa przedstawienie z książki, którą zabrała jednej ze swoich ofiar. To się chyba nie mieści trochę w głowie mojej córce. Nie wiem, czy to do końca mieści się w mojej głowie. Ona to właśnie staje się dla chłopaka po części rodzicem. Jest obca, jest wojenną kaleką i jest lepsza od ojca. Przecież żyjemy w świecie, w którym wszystko jest lepsze od rodziców. Państwo przecież wie lepiej jak wychowywać państwowe dzieci. Bezdzietny, żyjący samotnie, pokręcony weteran wojenny jest najlepszym mentorem. O zgrozo, tak właśnie jest tutaj i jest to jedyna pozytywna i sympatyczna postać, która nie kłamie, uczy, dba i na swój sposób kocha. Sama zostaje w części uleczona przez obecność małego zagubionego chłopca i było by to w pewnym sensie ładne, gdyby nie ta pozostała otoczka.
Nic dobrego nikogo tu nie spotka
Cała pozycja jest tak przepełniona smutkiem i grozą, dramatem bohaterów, że kiedy chłopak w końcu spotyka się z zagubionym przyjacielem, nie sposób się nawet uśmiechnąć. Kiedy przychodzi moment, który powinien być prawdziwie wzruszający i piękny, moment, w którym chłopak zaczyna rozumieć, że Pax ma już nową rodzinę i pozwala mu odejść z nimi, obydwie jesteśmy tak wyczerpane ziejącym z książki smutkiem, że nie czujemy nic. Ani jednej łzy. Nic… Pustka. Raczej tylko “wreszcie się skończyło”. No, a my chcemy zapomnieć o Nastroszonej, Chuderlaku, Paksie, Voli, Szarym, o złym ojcu, który wiedział. O całej tej historii ze śmiercią w tle. O świecie, w którym nie ma nadziei.
Ładne ilustracje niestety niczego nie uratują
Nie wiem dla kogo jest ta książka… Chyba dla tych, co mają doła, pragną śmierci; do których wracają stare lęki, którzy nie mogą w nocy spać. Gnębi ich ból przemijania, choroby, wojny, rozpacz. Wszystkie ciemne strony życia dręczą ich, że kurwa mać! Jakoś odreagować to po prostu muszę. MUSZĘ!
100 % racji. moze w ocenie niektorych smutek uszlachetnia ,ale ja wolalbym dzieku poczytac cos bardziej budujacego