Zawsze, zawsze, zawsze
W moim świecie nic nie może powstać na spokojnie ze sporym zapasem czasowym. Trochę to głupie, ale wiem, że najlepsze rzeczy wychodzą w popłochu i panice. Cierpię na tę przypadłość od wczesnego dzieciństwa, kiedy o godzinie 21:30 w mojej małej główce nagle zapalała się mała, zdradliwa czerwona lampeczka… lampeczka mrugała uporczywie, coraz mocniej i mocniej. Kurcze od czego ta lampeczka? O co to z nią chodziło, aż wreszcie…
Aaaaaaaaaaaaa, mam do zrobienia pięć zadań domowych, trzy wypracowania i cztery rysunki! NA JUTRO!
Potem się siedziało i siedziało, i siedziało, i siedziało, i siedziało…
Nie inaczej było i tym razem. Choć kupiłam wszystko co potrzebne już tydzień temu i ulokowałam bezpieczne w szafce. Wczoraj moja ukochana latorośl Dziecko powiada do mnie, że jutro już pierwszy i gdzie do jasnej ciasnej jest kalendarz adwentowy – kurcze mama!
Kurcze mama
No. Nawet by poszło szybko i sprawnie gdyby Półdziecko zechciało iść spać o ludzkiej godzinie, a nie harcowało radośnie drążąc tunele w kołdrze, ryjąc w poduszce i prezentując entuzjastycznie syndrom niespokojnych nóg… rąk… karku i brzucha doprowadzając mnie tym samym po kolei: do ciężkiej nerwicy, potem zapaści, dalej napadu szału, ponownie nerwicy i wreszcie zawału serca z powikłaniami. Tak oto o 21:30 rozpoczęłam pracę i zakończyłam ją gdzieś w okolicy 01:30 gdy wszyscy domownicy chrapali już w najlepsze.Nawet pies, który w końcu gdzieś koło północy zorientował się, że nie żartuję mówiąc: nic nie dostaniesz bestyjo wstrętna, odejdź(!) – ulokował się na fotelu, obróciwszy się do mnie zadkiem i ostentacyjnie zasnął. Tak mozolnie rodził się słodki umilacz oczekiwania do dnia najważniejszego – Wigilii.
Przepis na kalendarz adwentowy
- opakowanie serwetek
- sznurki
- patyk lub cokolwiek innego na czym można to wszystko zawiesić w zeszłym roku był to po prostu wieszak z drutu.
- orzeszki
- słodkości (żelki, miśki, galaretki, czekoladki)
- niespodziana niespodzianka – w zeszłym roku jedzenie dla psa, w tym śmieci z wypakowanych słodyczy, których nie chciało mi się wynieść do kuchni – tutaj niech poniesie każdego fantazja.
Pracochłonne
Wiadomo. Ale mimo wszystko warto.
Jeszcze jedna rzecz. Zastanawiacie się pewnie czemu to takie duże mi wyszło. Już odpowiadam. Na długim patyczku są 24 paczuszki dla starszej, a na krótszym 24 paczuszki dla młodszej. Kiedy to już wszystko elegancko zawisło pomyślałam, że mogłam pakować podwójnie, ale wtedy młodsza nie miałaby uciechy w wybieraniu swojej paczuszki ze smakołykiem. Wykpiłam się też trochę z numerków, po prostu nie miałam już siły. Myślałam, że mi się to upiecze. Nic bardziej mylnego.
– Mamo! Czemu nie ma numerków? Przecież to jest najfajniejsze jak się szuka numerka.
(Szlak, szlak. Zmyślna, cwana, przemądrzała.)
– Yyyyy, bo w tym roku wybieramy od najkrótszego sznurka.
(Mam cię!)