Biblioteczne Klimaty
Przeczytawszy niedawno Maga przypomniałam sobie, że Fowles nie tylko tej książki jest autorem. Czy to nie dziwne, że więcej książek napisał taki Fowles? Nie wiem, może troszkę, może jednak powinien poprzestać na jednej, ale o tym później.
Rozentuzjazmowana poczynionym odkryciem oraz posiadając czytelnicze wolne moce przerobowe pobiegłam do biblioteki z oczywistymi zamiarami.
– Kochanica Francuza jest?
– Nie ma.
– Larwa jest?
– Nie ma.
– A co jest?
– Ja jestem….
Nie, to nie było do końca tak. Okazało się, że jest tylko jedna książka tegoż autora, a mianowicie Kolekcjoner. Tak to bibliotekarka potrafi sprowadzić człowieka na ziemię jednym zdaniem. Cóż było robić, wzięłam co dawali.
Tego samego dnia w porze wieczornej zatapiając siebie w wannie z dala od wścibskich oczu i powszechnej w moim domu wrzaskliwości zatopiłam się również w lekturze.
Rachu ciachu i po wszystkim
Czytam. Jest facet, prostak, ciut jakby przygłupi. Skrzywiony przez życie dość konkretnie. Człowiek dziwny a do tego mój ulubiony gatunek – urzędol. Rzeczony urzędol wygrywa mnóstwo pieniędzy w brytyjskiego totka. Wygrywa tak dużo, że pracować już nie musi, zaczyna więc się nudzić, a jak wiadomo jak się człowiekowi nudzi to nachodzą go głupie pomysły. Naszły więc i jego. Porwał chłopina studentkę akademii sztuk pięknych i uwięził w specjalnie do tego przygotowanym pomieszczeniu. Więził nieszczęsną kobiecinę, aż mu na grypsko paskudne nie zeszła. Tak ta recenzja jest spojlerem, bo nikomu nie polecam tej lektury.
Kolekcjoner – John Fowles i straszny zawód
Drodzy państwo Mag jeszcze coś sobą reprezentował, był akcja, był pomysł, były krajobrazy i pinie. Tutaj tylko dom, pokój i dramat uwięzionej. Całkiem zgrabny zabieg podziału na dwa punkty widzenia. Ze strony porywacza i porwanej. Pierwsza połowa zawiera przemyślenia prostego pracownika administracyjnego, druga połowa ciut pretensjonalnej pannicy. Oba różnią się stylowo i pozostają dostosowane do każdego z bohaterów. Nie dajcie się jednak zwieść, nie jest to ani kryminał, ani horror, ani żaden pokręcony dramat psychologiczny. Fowles roztrząsa po raz kolejny, do wyrzygania problem klasowości społeczeństwa stawiając naprzeciw siebie urzędnika i studentkę z dobrego domu. Całe tło powieści powstało jedynie po to, żeby skłonić ludzi do kupna i przeczytania rozprawy na temat tej problematyki i dramatu społeczeństwa podzielonego. Mierzi mnie to strasznie, a wyłazi z każdej książki, która uważa się za ciut ambitniejszą. Już w Magu widać było, że i Fowlesa to denerwuje i boli, i kręci się wokół tego podziału jego postrzeganie świata. Zapraszam więc Pana do Polski. Nie mamy tutaj takiego problemu, tutaj są tylko biedni, ciut mniej biedni ale nadal biedni i bogaci, bogaci znaczy politycy, pociotkowie polityków, biznesmeni związani z politykami i bandyci – poplecznicy polityków. Prosty podział, niewielkie pole do zastanawiania się nad swoim miejscem na świecie. Zagnieździł by się Pan między Dorotą od niedawna R. potocznie zwaną Dodą, a Szczepanem Twardochem i znalazłby Pan swoje miejsce wśród pudelkowej bohemy pięknego kraju nad Wisłą.
Żegnaj John
Wykreślam więc ze swej listy powieści do przeczytania Kochanicę Francuza i Larwę, myślę, że nie warto wgłębiać się w dalszą twórczość Pana Johna Fowlsa. Staje się on dla mnie odtąd autorem jednej dobrej książki (pierwszej książki) i na listę takowych go wpisuję. Jeśli kiedyś zmienię zdanie na pewno się o tym dowiecie.