Jacek Wacek i Pankracek - Mira Jaworczakowa

O tym jak… bawią Jacek, Wacek i Pankracek – Mira Jaworczakowa – z dedykacją dla Ani i Ani

Przygód z lekturami ciąg dalszy

Pewnie moja opinia o tej książce będzie odosobniona – trudno, jakoś to przeboleję. W zasadzie nic szczególnego, historia na godzinkę czytania. Język i stopień skomplikowania raczej dla sześciolatka, a nawet przedszkolaka. Nie rozumiem czemu Jacek, Wacek i Pankracek zabłąkali się do klasy trzeciej. Zbiegli chyba z klasy pierwszej i siedzą teraz cichutko z tyłu pod szafą. No, ale przecież to niemożliwe bo Jacek, Wacek i Pankracek to tacy grzeczni, mili i uczynni chłopcy. Może i za grzeczni i za mili, może też ciut zbyt mało realni.Jacek, Wacek i Pankracek

Godzina w przeszłości

Rok wydania książki to cudny drugi rok odwilży – 1955. Na ten rok nie przypada czas szkoły podstawowej ani moich rodziców , ani dziadków. Dziadkowie, choć pisali jeszcze kartki do Stalina, szkołę podstawową już skończyli, a rodzice jeszcze nie zaczęli, natomiast mnie nie  było w najśmielszych nawet planach. Sielankowa opowiastka o trzech chłopcach ze szkolnej ławy, ciut infantylna, ciut zbyt prosta, jest w jakiś nieuchwytny sposób magiczna. Na tą jedną godzinę przeniosła mnie w czasie, do własnej pierwszej klasy, do idealnego dziecięcego świata bez dorosłych problemów i smutków.

Z dedykacją dla Ani i Ani

Książeczka przeniosła mnie do ciepła letnich wakacji, do zimowych ferii i ich nieodłącznych (w tamtym czasie) zasp śnieżnych sięgających połowy uda. Do codziennych wypraw na sanki, na kasztany za domem kultury, na osiedlowy plac zabaw. Do zabawy w fasolę na szkolnym podwórku, do zaklepywanki przy słupie od rozciągania siatki. Do drążenia igloo w kulach śniegowych, do jazdy na śnieżnym koniu, do łapania raków i topienia łopatek na robaki. Do czasów, kiedy na wygiętą wierzbę płaczącą wchodziło się tylko gdy białowłosy emeryt nie darł się z okna, że ją zniszczymy. Tylko po co się tak darł? Wierzby już nie ma, dzieci nie zniszczyły – dorośli wycięli… ciekawe czy na nich krzyczał?  Wspominam karteczkowy szał i gumy Turbo z autami o kanciastych kształtach, pierwsze gry komputerowe na padzie w maleńkim pokoiku na przeciwko szkoły. Tęsknię, tęsknie za wami dziewczyny. Czasem tak bardzo, że wolę nie wspominać, nie myśleć o tym nawet. Nie ma powrotu, nieubłagany czas pcha nas ciągle do przodu i do przodu, a my zagubione we własnych dorosłych życiach tak rzadko patrzymy wstecz.

Pokłony

Dziękuję moim maluchom, że dzięki nim mogę przenosić się w czasie, że codziennie mogę przeżywać dzieciństwo, mimo tego całego bajzlu, który jako dorosły mam na głowie. Codziennie mam lat dziewięć i niecałe dwa – jednocześnie! Znowu codziennie rosnę, uczę się nowych słów, martwię się szkołą, brzydką pogodą i koleżanką Zuzą. Denerwuję na nauczycielkę, poznaję koleżanki i świat. Codziennie jestem mała, bardzo mała i duża – w jednej osobie. I jest to cudowne, ale to już nie do końca moje życie i moja młodość, dzieciństwo.

Wszystko inaczej

Dzieciństwo bez komputera, komórki i internetu. Czasem wydaje mi się, że powinno się do tego powrócić. Pisze to z przymrużeniem oka, ale może by tak mała Dżihad Butleriańska? Co powiecie? Nie? Wspominam o tym w związku z wyjazdem na zieloną szkołę. Najważniejszym tematami poprzedzającymi jest to: kiedy, jak i jak długo dzieciakom udostępnione będą telefony komórkowe. Dwutygodniowy wyjazd, a wychodzi na to, że mamy dzwonić codziennie. Myślę sobie, jakie z nas były skrzywione, osamotnione i porzucone na pastwę świata dzieciaki. Trzy tygodnie zielonej szkoły w Muszynie bez codziennie dzwoniących spanikowanych rodziców. Matko, jak dawaliśmy sobie psychicznie z tym radę?

Dziecko mówi

Problem jest taki, że dziecko nie mówi. Dziecko wrzeszczy opętańczo ponieważ jest chore na grypsko i od kilku dni uziemione w domu. Dobrnęłyśmy wspólnie do połowy i tutaj opór okazał się zbyt duży. Historia też jej nie wciągnęła zbytnio. Jest już po postu za duża na taka opowiastkę i swoją pierwszą klasę ma dawno za sobą, a ponieważ ciągle się uczy, nie ma też sentymentu do lat szkolnych. Jednym słowem – wieje nudą.

Ocena (według serwisu Lubimy czytać)

Można powiedzieć, że Jacek, Wacek i Pankracek trafiły do mnie przypadkiem. Gorąco jednak polecam… tylko nie dzieciom w wieku szkolnym, a przedszkolakom. Tak tylko żeby zachęcić do tego co niedługo je czeka w szkolnej ławie. Gorąco polecam dorosłym jako powód do podróży sentymentalnej w lata szkolne, które bezpowrotnie już minęły, zmieniając się we wspomnienia i opowieści. Tylko nie płaczcie, tak jak ja…

Dziecko: 5,5/10 (przecięta,5)

Matka: 4/10 (może być)

2 thoughts on “O tym jak… bawią Jacek, Wacek i Pankracek – Mira Jaworczakowa – z dedykacją dla Ani i Ani”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *