Słyszeliście?
Wymyślono takie cudo jak planowe postarzanie produktu. Znaczy, że nic nie może być wieczne jak odkurzacz moich rodziców działający nieprzerwanie od głębokiego PRL-u. Jak to tak, jeden odkurzacz na całe życie? Nie do pomyślenia dla społeczeństwa konsumpcyjnego. Inaczej. Nie do pomyślenia dla korporacyjnego porządku świata. Osobiście cenię przedmioty, które mogę zachować na lata i chcę wam teraz przypomnieć, a tym, co bardzo młodzi uzmysłowić, że kiedyś było inaczej.
Butki
Tak, tak, to moje dziecięce buciki. Rozmiar 21, małe butki rocznik 1984. Przysłała je nam rodzina z Niemiec. Przechodziłam w nich ja, przechodziło Całedziecko, w zeszłym roku chodziło Półdziecko. Niestety wyrosło i bordowe maluchy zostały umyte i przygotowane do spakowania dla kolejnej pociechy w naszej rodzinie. Nawet podeszwy nie są specjalnie zdarte, w zeszłym roku ciut rozkleiły się od tyłu, odrobina butaprenu i mały kryzys został zażegnany. Nie mam im tego za złe mają w końcu… no, tam policzcie sobie, bo co ja się będę z wieku spowiadać.
Kurteczka
Do bordowych bucików dołączona była kurteczka prezentowana dumnie przez Półdziecko na poniższym zdjęciu. Nawet zamek plastikowy się nie zepsuł. W przeciwieństwie do tego “starodawnego” wyrobu, we współczesnej kurtce starszej córki zamek nie dotrwał nawet do końca zimy. Koszt wszycia nowego to 36,00 PLN i zlałabym to, gdyby kurtka nie była markowa, a co za tym idzie droga. Tylko jaki sens w takich drogim zakupie? Zamek poszedł, a w tej starej nawet metka się nie sprała, prana była często jak to u małego dziecka, które chodzi jeszcze nieporadnie. Jak oni to robili?
Dało się? Dało.
Teraz trzeba mieć wszystko nowe, buty na jeden sezon, po trzech miesiącach zdarte podeszwy. Teraz ktoś powie, że gdyby rzeczy były tak wytrzymałe musiałyby być potwornie drogie. Może teraz ktoś inny powie, że w dawnych czasach po placu biegało się bez butów. A ja powiem, że 100,00 złotych za współczesne obuwie rozmiar 21, które po jednym sezonie muszę wyrzucić, które produkowane są za grosze w Chinach, a narzucona marża wiąże się z horrendalnymi kosztami, jakie ponoszą pracodawcy i pracownicy pospołu – to dużo. Dużo za dużo, kiedy ma się dwoje dzieci i każde z nich potrzebuje nowych butów w tym samym czasie. I najważniejsze – nie ma tego cudownego uczucia, kiedy zakładam dziecku swoje buciki, kurtkę, sukienkę (bo takie rzeczy także jeszcze mam). To samo czułam zakładając na ślub welon swojej mamy.
Przechowuję
Staram się ratować przedmioty. Pakuję skrupulatnie dziecięce zabawki, które przekaże potem wnukom. Zostawiam najładniejsze ciuszki, tak jak moja babcia i mama zachowały te moje. Choć nie miały pojęcia, że dożyją czasów, w których wszytko będzie łatwo dostępne i tanie. W szafie przetrzymuję swoją suknię ślubną, welon po babci i mamie. Trzymałam też swoje buty ze ślubu. Tu ciekawostka, kosztowały one 2007 roku 300,00 złotych i aktualnie skóra, z których były zrobione cała obłazi. Mimo swojej ceny są do wyrzucenia, a te bordowe nie i nie będą jeszcze przez kolejne dzieci, które w nich pochodzą, a moje dzieci chodzą dużo. Nie zaszkodziło im nawet to, że do 2009 roku leżały w walizce pod łóżkiem.
Nawet jeśli was stać na drogie i być może niezniszczalne buty. Trzymajcie je potem w walizce choćby dla samego uczucia trzymania w ręce kawałka historii swej rodziny. Z Bogiem.