Dwa mieszkania mebli i firma przeprowadzkowa, która rżnie głupa
Przyszedł ten dzień, w którym nasz dobytek i my mieliśmy opuścić śmierdzące spalinami, hałaśliwe i brudne Katowice i udać się w upragnioną podróż do naszego małego Eldorado. Zaczęło się z wykopem od faila z firmą transportową. Z panem (gdyby była jeszcze mniejsza litera to bym jej użyła) szefem – który jak się potem okazało, mentalnie tkwił jeszcze głęboko w poprzednim ustroju – umawiałam się na przewóz mebli z dwóch mieszkań jeszcze w styczniu. Planowo przeprowadzka miała odbyć się ostatniego marca. Niby wszystko było dogadane, ale czy nie powinien ktoś przyjść, zobaczyć tego naszego dobytku? No niby powinien, ale po co się trudzić. Na dzień dobry wszak wiemy swoje, po swojemu załatwimy tak, żeby wyjść na jeszcze bardziej swoje.
1 + 1 = 2 ściemy na jednym aucie
Przyjechali 1 +1 chłopa od załadunku. Naględzili się, namarudzili, nawyzywali swego chlebodawcę od idiotów, dwie godziny ładowali te cholerne meble z jednego mieszkania i powiedzieli – UWAGA – że się już dużo więcej nie zmieści. No, ale jak to Panowie, przecież pan szef twierdził, że wejdzie wszystko mieszkanie 1 + mieszkanie 1, czyli razem 2. Co tam szef wie, on się nie zna, nie wejdzie i tyle. Dzwonie do pana szefa, pan szef drugiego auta nie ma, może za trzy dni, a może nie, a może, a kiedyś, a on nie wie, czy będą terminy. Nerwy mi puściły więc się chłop dowiedział co o nim myślę, potem puściły mężowi i się chłop dowiedział co myślimy o nim obydwoje tylko, że brzydziej. Potem pan szef się obraził. Panowie pracownicy odwieźli, wypakowali dobytek i tyle ich widzieliśmy. No to nam wyszła przeprowadzka.
Czy wypada obrażać się na klienta?
Jak tu wierzyć w ludzi, kiedy człowiek pan szef ewidentnie chciał nas orżnąć, tylko po co? Powiedziałby, że trzeba dwóch aut, wzięłoby się dwa auta, przecież i tak musieliśmy wszystko przewieść. Byliśmy gotowi zapłacić więcej. Skąd to dziwne myślenie? Powiedziałem im, że wejdzie na jedno auto. Powiedziałem! Wiedziałem, że nie wejdzie, więc teraz będą zmuszeni zapłacić za jeszcze jedno auto… Tu zaczęły się schody. Nastąpiła renegocjacja ceny za niedotrzymanie warunków umowy ustnej, która jak wiadomo w Polsce jest jeszcze bardziej gówno warta niż ta pisemna. Wraz ze spadkiem ceny zaczęły wydłużać się terminy podstawienia drugiego meblowozu na Bóg wie kiedy pan szef okazałby łaskę. My straciliśmy nerwy, on stracił czas. Chciał chłopina dyktować warunki. Myślał, że pokornie pospuszczamy głowy i będziemy błagać o łaskę i dodatkowy transport w, kiedy łaskawie pan szef zechce. No to mu nie wyszło. Ostrzegam więc przed firmą pan szef rules z sumą w nazwie.
Czuwał jednak nad nami
Mieliśmy się przeprowadzić do domu, który wskazał nam Bóg więc się przeprowadziliśmy – dnia następnego. Niby to nie możliwe, żeby w kilka godzin znaleźć inną firmę. Firmę, która przyjechała dwoma autami, spakowała prawie wszystko z uśmiechem na ustach. Fachowo i bezpiecznie przetransportowała nasze rzeczy niecałe 300 kilometrów. Prawie do drugiej w nocy, z tym samym uśmiechem, wyładowywała wszystko do naszego nowego domu we wskazane miejsca. Chcieć to móc mój panie szefie! Dodam jeszcze, że wszystko to w przyzwoitej cenie. Kurcze tylko jak się Ci przemili Panowie nazywali. No i masz ci los, zawsze człowiek musi zapamiętać te złe rzeczy, zamiast tym dobrym zrobić reklamę. Jedyne co mam to numer telefonu, jeśli ktoś chętny podam prywatnie, jeśli tylko Pan właściciel numeru smsowo wyrazi zgodę.
A było to tak dawno…
Śmiesznie było także, kiedy po przyjeździe na miejsce, jakoś grubo po 22:00, okazało się, że pokój do największego remontu, a zarazem najmniej potrzebny, do którego planowaliśmy wpakować tymczasowo większość rzeczy, nie został opróżniony przez poprzednią właścicielkę. No nie dała biedaczka rady wynieść tego, chociaż miała czas od października. Nie dała, nie dała rady. W tym miejscu zaczyna się nasza kolejna wielka przygoda z poprzednią właścicielką, starym poniemieckim domem, remontem, wodą, internetem, szambem, Dwiema Szopami Jacksonem i psim problemem.