Godajōm, że do Ślōnzoka to gańba jechać do Warszawy. Trocha ja, ale gryfne tam majōm smyntorze
Co też przedziwnego można dostać w urodzinowym prezencie? W moim przypadku warszawskie cmentarze. Serio. Wyprawa tą szkaradą zwaną pendolino prosto do stolicy w poszukiwaniu nieboszczyków to coś, o czym kobieta naprawdę marzy. Wy, normalni ludzie pewnie tak nie macie. Myślicie także, że jestem zdrowo rąbnięta. Może tak być, wypadłam w końcu mamusi z wózeczka na betonik. Może ten szaleńczy akt huśtania się w spacerówce, jadąc na stojąco tyłem do kierunku jazdy, zaważył na całym moim późniejszym pociągu do sztuki sepulklarnej? Może granatowy kolor ichniejszego pojazdu, zwanego łońskiego roku 1985 wózkiem sportowym, mignąwszy mi przed oczyma, miał wpływ na moje postrzeganie świata? Tudzież twarde zetknięcie się dziecięcej główeczki z nieustępliwym i zatwardziałym trotuarem Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku znanym w skrócie jako WPKiW, wyryło gdzieś w mym mózgu na stałe, przedziwną formę memento mori. Mogło tak być? Mogło! Z tych przyczyn właśnie wożę się po wsiach, miastach i miasteczkach szukając mogił.
Cmentarz przy Cerkwi św. Jana Klimaka
Klimatyczne miejsce, w którym z każdego kąta wycieka historia ludzkiego życia. Nie ma tutaj nowych grobów, przekraczając bramę cofamy się w czasie do 1910 roku. W naszych współczesnych strojach przestajemy pasować do otoczenia. Przechadzamy się, a wokół nas brakuje innych ludzi. Rodzin zmarłych, z troską omiatających groby z opadłych liści. Zamyślonych kobiet wspominających matki, ojców i przedwcześnie utracone dzieci. Śpieszących z kwiatami staruszek, odpalających znicze starszych panów w kapeluszach. Ich miejsce zajęły gołębie, czuwają nad dawnym światem. Świdrują koralikiem oczu niespodziewanych wędrowców. Tylko gołębie i my, a razem z nami to, co w naszych sercach ze współczesności wnosimy za bramę – okruszki smutku, zachwytu i strachu.
Wchodzimy przez czasu wrota
Zapraszam na Wyprawę do świata, którego już nie ma, gdzie spotkać można kogoś podobnego do cara Mikołaja. Do mężczyzn z fikuśnymi brodami i dziewczynek, które nigdy nie wyrosną z zabawy lalkami. Czy ktoś jeszcze ich pamięta? Czy żyje starowinka, która zna ich historię? Nikt niestety nie odpowie, tylko gruchanie gołębia. One wiedzą, one i tylko one.