Przymierzając się do świątecznego ciasta, wnikliwie studiując przepisy, zrobiłam w przypływie sentymentalizmu takie właśnie zdjęcie. Zrobiłam, przyjrzałam się, a chwilę po tym otarłam wierzchem dłoni płynące mi łzy.
Czy kiedyś któraś z dziewczynek do tej kupki dołoży swój zeszyt z przepisami?
Co wtedy poczuje, co pomyśli? Czy zrobi jej się żal, jak mnie wtedy, i jak teraz kiedy piszę te słowa, a do oczu znowu cisną się mokre słone krople? Trochę myślałam o tych zeszytach a więcej o tym co po nas pozostaje. Przypomniało mi się niestety, że są tacy ludzie w na świecie, których strasznie śmieszy to, że człowiek chce po sobie coś pozostawić. Samo posiadanie dziecka, które przejmie po tobie te bliskie sercu pamiątki, wydaje im się skrajnie egoistyczne i głupie.
Nie chcą być pięknym portretem na czyjejś ścianie, o którym kolejne pokolenie powie: popatrz to moja prababcia, zobacz, jaka była piękna. Powołując na świat życie dajemy, ich zdaniem, upust naszej egoistycznej żądzy bycia potrzebnym i niańczonym na starość. Jedyne i słuszne jest dla nich życie tu i teraz, bez problemów i zobowiązań. Uznają oddawanie się konsumpcji lub życiowemu minimalizmowi, nie obarczając sobą nikogo i nic nie pozostawiając po sobie.
Jesteś, przepraszam, ja jestem dla nich jedynie „głupią, egoistyczną krową rozpłodową w służbie patriarchatu”. Tak, to jest cytat, to kiedyś o sobie usłyszałam w jakiejś internetowej dyskusji z kobietami z innej bańki. Nie było tam miejsca na zrozumienie, ani na wymianę poglądów, tylko szyderczy śmiech i wyższość do wielokrotnej potęgi. Szczerze zrobiło mi się wtedy nieswojo, potem strasznie przykro i źle. Noszę w sobie tą rozpłodową krowę nie umiejąc pogodzić się z tym, że można tak o kimś pomyśleć.
I wiecie…
Zostanie po mnie ten zeszyt z przepisami,
Co mi żywemu często tylko szufladę zdobi,
Lecz po śmierci Was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze ciasta w aniołów przerobi.
Wracając jednak do zeszytów należy się małe wyjaśnienie
Pierwszy z samej góry należał do mojej babci, drugi do teściowej, trzeci jest mój. Pierwsza dwójka podażą już zupełnie inną drogą, też były krowami, chociaż pewnie nie miały o tym fakcie nawet najmniejszego pojęcia. Pewnie nawet by się z tego śmiały i ja ten serdeczny śmiech i ich głos słyszę teraz w swojej głowie, kiedy tylko czuje potrzebę, aby go ponownie przywołać. To ich dziedzictwo, to ich tymczasowe życie wieczne tutaj na ziemi, zanim nasze się zakończy, a ponownie wspólne rozpocznie od nowa.