Tygodnie zwlekania
Leży mi ta książka na wątrobie chyba z drugi tydzień i ciągle tego, co bym chciała o niej powiedzieć nie potrafię ubrać w słowa. Tytułowy Bexa zaowocował pokaźną ilością myśli w mej głowie, kotłują się i mieszają, ale nie układają w logiczną całość ani w warty przelania na papier (komputer) sens. Dłużej niestety zwlekać nie mam po co, lepiej chyba już nie będzie. Coś muszę z siebie wydusić, ścisnąć wątpia i opowiedzieć o swoich wrażeniach skotłowanych. Niestety tego, co się przeczytało już się nieodprzeczyta. Uwaga!
Książka Bexa Liliany Śnieg – Czaplewskiej to nie książka
Wypada wyjaśnić tym, co nie wiedzą. Twór ten to zbiór prywatnej korespondencji mailowej, prawie codziennej, pomiędzy Panem Zdzisławem Beksińskim a Panią dziennikarką, piszącą do kolorowych szmatławców (w tamtych latach do ViVy konkretnie). Opisana korespondencja w całości składała się z ponad 600 maili. Sama książka to zaledwie wycinek, na moje oko może z 200 wiadomości tylko od Pana Zdzisława, czasem z krótką, zdawkową odpowiedzią Pani Śnieg-Czaplewskiej, odpowiedzią w zasadzie niewnoszącą niczego wartościowego. Kulawa, jednostronna opowieść o pewniej znajomości. Maile dobrane pod z góry założone we wstępie tezy — Pan Zdzisław był zupełnie normalnym, ciepłym i sympatycznym facetem, do tego niebywale samotnym człowiekiem. Teza druga — powstało wiele kłamliwych opinii na temat Pana Zdzisława i należy mu się sprostowanie tego, co inni o nim nagadali.
Chciała
Pani dziennikarka usilnie chciała swoje założenia spełnić, a wybrany materiał miał to dobitnie pokazać. Niestety przez ten zabieg uciekła prawda o człowieku, jakim był Zdzisław Beksiński, zwanym przez autorkę Bexa. Człowieka nie da się ułożyć pod założone plany, człowiek albo jest całością, tutaj 600 – listowej korespondencji, albo jest tworem i obrazem, który stworzyła Pani Liliana Śnieg-Czaplewska. Obrazem wyrywkowym, przez to nieprawdziwym, niedokładnym, rozmazanym.
Normalny? Nie sądzę
Z całą sympatią do Mistrza, nie był on człowiekiem normalny. Nie musiał, nie chciał i nie miał być. Ktokolwiek miał styczność z jakąś inną literaturą na jego temat doskonale wie, że do normalności wiele, wiele, WIELE mu brakowało. Mówimy tu o starszym Panu, którego jako dziecko molestowała Matka Boska, i jakiś odziany na biało piekarz. Mówimy o mężczyźnie, który bał się zażyć kwasa, bo wizję, które pojawiały się w jego głowie samoczynnie wystarczająco go przerażały, mężczyźnie, który na myśl o podróżach przez większość czasu siedział w kibelku, którego przytłaczał świat zewnętrzny, który nie potrafił powiedzieć nie, a zamiast tego ukrywał się przed ludźmi. Wystarczy posłuchać jak Pan Zdzisław się wypowiada, jak buduje zdania, a nie sposób oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę nie ma go z rozmówcą, pozostaje nieobecny, jest gdzieś obok, poza czasem, a to, z czym mamy do czynienia to nie całkiem człowiek z krwi i kości, a jedynie awatar, wizualizacja utworzona dla poprawnego stanu psychicznego odbiorcy.
From: <kwyrloczka.pl>
To: <lilianasc@poczta.onet.pl>
Subject: But why?
Chciałabym zrozumieć po cóż na siłę normalizować artystę. Odzierać go z jego artystycznej duszy, jego efemeryczności, jego nieprzystawania do innych, do norm współczesnego świata. Beksiński normalny? W żadnym momencie. Samotny — momentami — jak każdy, w większości jednak z wyboru i uporu. To, że o kimś tak niezwykłym krążą różne historie, plotki, również złe to tylko dodaje mu smaku, znaczy, że nadal on żyje, że jest ciekawy, nie odszedł i nie odejdzie z ludzkiej pamięci.
Sama publikacja wieloletniej korespondencji w tak okrojonej formie jest niemożliwie nudna. Pani pisała do Pana Zdzisława codziennie, do czego sprowadzają się takie codzienne rozmowy, do sprawozdań z bieżącego życia. Dzisiaj przyszła sprzątaczka i posprzątała, a ja sobie malowałem kilka godzin i bolą mnie plecy. Zjadłem, nie zjadłem, poszedłem, nie poszedłem, a kupiłem to i to. Zasnąłem wcześnie, późno, nie spałem. Remontuję, przebudowuję, jem to i to… Co to wnosi do osoby Mistrza? Nic. Najciekawsze z całej opowieści było gotowanie jajek, tuzinami, na zapas. Czemu nie sprzedać tego jako dobrej anegdoty, nie puścić w świat w swoich wspomnieniach o Beksińskim?
Odarcie totalne
Najgorszym posunięciem mającym na celu udowodnienie tezy jak normalnym jest artysta to listy traktujące o jego fascynacji pornografią sadomasochistyczną, o wchodzeniu na różne strony tego typu, i nawet — o zgrozo — o wypróbowywaniu swojej męskości z rana. Wiadomo, że przyjaciołom mówi się wiele, wiadomo, że starszym Panom łatwo wywnętrzać się w takich tonach, szczególnie młodszym od siebie babeczkom, które traktuje się ciut z przymrożeniem oka, ale czy musi to wychodzić dalej? Teraz nie potrafię wyrzucić z głowy myśli o tym, że mój ukochany malarz był jak sam siebie nazwał: starym zbereźnikiem. Chwyt poniżej pasa. Można było nadmienić, ale żeby tak wprost i w takich ilościach to przesada. Przecież było mi to wiadome, a jednak tak nachalne, że przyćmiło całą sylwetkę malarza. Jest to właśnie skutek wyrywkowości korespondencji. Droga Pani Śnieg-Czaplewska albo całość, albo nic, nie ma półśrodków!
Bexa – nie, nie polecam
Nie polecam nigdy i nikomu tego pół tworu, który śmierdzi raczej chwalipięctwem i pociągiem do łatwego zarobku. Kochani fani mistrza — nie warto, naprawdę nie warto psuć sobie wypracowanego we własnej głowie wizerunku tak niesztampowego człowieka, jakim był Zdzisław Beksiński.
Ocena (według skali serwisu Lubimy Czytać) – 1/10 (beznadziejna)
Przykro mi, bo w zasadzie autorem jest nie dziennikarka, która za autora książki się uważa, a Pan Beksiński. Inaczej jednak nie można, ocena musi odstraszać!
Ciekawa recenzja. Dla mnie lektura Beksińskiego zawsze sprawia frajdę. Niezależnie, czy syna, czy malarza. Uważam, że uznanie Beksińskich za świrów wynika z jakiś kompleksów. Na pewno Zdzisław Beksiński był erudytą, oczytanym, świetnym rozmówcą. Zapraszam również na swój blog, gdzie znajdują się wywiady z Mistrzem oraz parę moich listów do autorki powyższej książki oraz do Pana Piotra Dmochowskiego. Film “Ostatnia rodzina” również przedstawiał Tomka Beksińskiego, jako “nienormalnego” furiata. Dla mnie na pewno taki nie był. Był za to świetnym dziennikarzem muzycznym i tłumaczył genialnie. Na blogu również jego wiele tekstów Pani znajdzie.