Słowem wstępu
Były już przeprowadzkowe szaleństwa – były. Były też i wcześniejsze perturbacje z poprzednią właścicielką, nad którymi spuszczę lepiej całun milczenia – były. No, może powiem tylko tyle, że przeprowadzać mieliśmy się w na koniec stycznia, potem lutego… no, nie dało się, no nie dało się wcześniej po prostu, no tak wyszło. Wyszło jak wyszło, ale wreszcie wyszło czy tam bardziej wszło do nowego domu. Weszło, bo daleko było. Tak oto w gwieździstą kwietniową noc objęliśmy w posiadanie dom. Dom stary, poniemiecki, na dobrą sprawę nie wiemy nawet jeszcze, kiedy powstał i jaka była jego poprzednia historia. Sprawa ta nadal pozostaje otwarta i niezmiennie budzi moją ciekawość. To, że dom stary, to wszyscy wiedzieli, że pojawią się problemy – wszyscy wiedzieli, ale czy ktoś przewidział jakie? A w życiu.
Bojler dziełem szaleńca
Wy, wodni burżuje, nie macie nawet pojęcia, jakim luksusem jest posiadanie ciepłej wody płynącej nieprzerwanym, parującym strumieniem z kranu. O nie, nie macie pojęcia jak, to jest grzać dwa wielkie garnki wrzątku na piecu, a potem w tych dwóch garnkach wykąpać najlepiej całą rodzinę, psa, świnkę morską, umyć podłogę, okna, ponownie wykąpać najmłodsze dziecko, a na końcu ze smutkiem wylać. Może babcie nasze wiedzą jak to było. Wiem i ja. No, pytajcie. To kupiliście dom bez ciepłej wody? Niby nie, bojler wisiał, mały, bo mały, wiadomo do wymiany, ale wisiał i rokował. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy po pierwszym dniu nagle przestała lecieć ciepła woda. Zaczęły się rozkminy i poszukiwania. Potem był już tylko szok i pytanie cisnące się na usta – jak żyć? Jak żyli nasi poprzednicy? Niby że tak?
Już wszystko tłumaczę, skupcie się i uważajcie
Była sobie kuchnia, a w kuchni piec kaflowy. (Tak w zasadzie jest sobie kuchnia i ten piec nadal stoi i stać będzie do soboty, w którą to zostanie rozebrany i usunięty z naszego życia). Stara pewnie jeszcze niemiecka solidna piecowa konstrukcja, dobrze wysłużona i grubo nadżarta zębem czasu. Ten oto piec ogrzewał wodę w bojlerze. Niby wszystko ok, zimowe oszczędności, ale czemu cholera nie ma bojler kabla, którym można go podpiąć do prądu? Nie miał… serio.
Ponieważ pogoda nie specjalnie nas rozpieszczała nawet byliśmy skłoni tym kachlokiem ten nasz bojlerek grzać, tak też robiliśmy przez pierwszy tydzień. Piec miał jednak mały zasadniczy feler, jakby w nim nie palić i czym by tego nie robić kopcił z wszystkich szczelin roztaczając po całym domu aromaty dymu wędzarniczego. Jaki sens w kąpieli, kiedy cały dom wraz z lokatorami pachnie wędzonką – żaden. Albo metoda wodna, albo zabijanie zapachu niemytych ciał poprzez okopcanie i kadzenie, które w pewnych kulturach bankowo się sprawdzało. Reasumując – ciepłą wodę mamy od piątku 17 maja – dzień ten był dniem świątecznym, a wanna gorącej wody cudem tak wielkim, że napełniając ją komisyjnie łzy stawały nam w oczach.
A gdzie leci ta rura?
Taaaaa, no gdzie? Do szamba Pani, a szambo to dwa miesiące temu wypróżniane, spokojnie, tu macie numer do gościa od szamba. Taaaaaa, oczywiście… szambo… aktualnie już po modernizacji, działające wreszcie tak jak powinno, okazało się do połowy zasypanym ziemią rajem dla kicających zielonych żabek. Zaraz, zaraz, skoro w szambie kicają żabki, to gdzie właściwie leci ta rura? Leciała? Ano do… strumyczka, do naszego pięknego, malowniczego strumyczka, do strumyczka, z którego pije górską wodę nasz pies, do strumyczka, w którym latem mają moczyć nóżki nasze dzieci, z którego niżej korzystają krowy sąsiadów. Na Boga, jak tak można żyć?
Nagle, perspektywa używania kibelka zrobiła się jakaś taka… niesmaczna. I pomyślałby człowiek, że po ludziach bądź co bądź wykształconych można spodziewać się więcej. Niestety jak to Herbert Frank napisał w dziele swego życia – DIUNA – Wykształcenie nie zastąpi inteligencji. I ten obraz, ta chwila, kiedy razem z mężem nachylamy się nad ujściem rury ściekowej, te bezcenne wyrazy naszych twarzy, których nikt nie widział, nikt nie uwiecznił, a które mogłyby stać się dziełami mistrzów malarstwa holenderskiego przykładowo. Oswoić stary dom to wyczyn moi mili, oswoić stary dom to ciężka praca.
Piec grzeje. Grzeje?
Żeby nie było nam za lekko kwiecień i maj, z niewielkimi przerwami, postanowiły dać nam w kość przedłużając okres grzewczy… i przedłużając, i przedłużając, i jeszcze ciutkę. A zamrozić ich tam, a co, niech lodem plują. Szybko się okazało, że piec na magiczne 8 kW nie ogrzeje 260 metrów kwadratowych powierzchni (kolejne dzieło szaleńca – pewnie tego samego co montował bojler). Inaczej – ogrzeje, ale palacz musi stać i palić, ciągle! Czy pan Pali? Pani kierowniczko, ja palę bez przerwy. A węgiel znika i znika, za nim pieniążki z portfela. No i przyjdzie wymienić przed zimą, chyba, że przyjmujemy strategię, że jak jest zima to musi być zimno i zapadamy w sen zimowy na wzór Muminków połykając przed rozpoczęciem snu, na czczo, jedynie filiżankę sosnowego igliwia. A sosnę tutaj jedną mamy, zdaje się, że właśnie odkryłam jej przeznaczenie.
I pięknie jest. Nieskromnie bardzo jest
Kochani, to było tak na zaczyn, jest pewnie jeszcze tyle rzeczy, które prawdopodobnie nas tu zaskoczą, które niewątpliwie czekają dopiero żeby się ujawnić i napaść na nas znienacka. To nic, to wszystko nic. Cudowniejszego miejsca na świecie nie ma chyba nigdzie. Można się tu u nas zaszywać i koniecznie nadużywać tego cudu, który nas otacza. Można się tu u nas zaszywać i koniecznie nadużywać tego cudu, który nas otacza. A ja już obmyślam nowy plan i więcej konceptów na to jak oswoić stary dom i przeżyć, jak oswoić stary dom i nie całkiem zwariować. Z Bogiem.