Sztela
Wracam autem ze szteli. Godzina 22:22 – urodziny godziny. Wracam z rajstopami, żeby moja teściowa mogła udać się jutro do kościoła. Wracam z piwkiem dla męża. Tak, pojechałam “księżycowi mojego życia” po piwko, ale to piwko będzie go kosztowało zabranie jutro Półdziecka na wycieczkę z dala ode mnie, podanie pysznego śniadanka pod dupcię i naprawę fotela w samochodzie, o której podobno nie muszę co pół roku przypominać.
Cholerne ptaki
Wracam tym autem w egipskich ciemnościach i myślę, że kolejną książką, którą przeczytam, powinien być Faraon, że Rysiek Ridel nie dożył solowej kariery i czy przypadkiem nie jestem jesieniarą, bo to, że alternatywką to chyba raczej pewne. W czasie tych moich rozmyślań włącza się utwór:
Robię głośniej i głośniej… i mordę drę. Drę, bo śpiewem – tego, co wydobywa się z paszczy mej – nazwać bym się bała. Teraz zastanawiam się jak to szło z tymi gołębiami. Cholerne gołębie, jak to szło? … cholerne gołębie…
W górach jest jakby trochę inaczej. Przede wszystkim po zmroku jest ciemno. Dzieci na plac nie wyjdą, a i spacer w pełnym mroku jest bezcelowy. Chyba, że księżyc świeci. Księżyc poza miastem zyskuje na znaczeniu. Tylko te cholerne chmury… Całe szczęście są światła samochodu. Tworzą klimat. Na mijanych zakrętach pojawiają się, obok odblasków zaznaczających pobocze, różne nieokreślone mazy płynnie przechodzące w mej wyobraźni w to, czego się boję, kocham, marzę, czytam. Lubię podróże autem przez tę wiejską, pełną zakrętów drogę z DK 33 do mojego wiejskiego domku. Nawet kiedy księżyc świeci tylko za chmurami. Bo przecież świeci, choć go nie widać.
Chcecie usłyszeć fraszkę? Lambert, Lambert…
Na zakończenie jeszcze pytanie, byliście dzisiaj na premierze? Domowej premierze Wiedźmina? Ja byłam z całą prawie rodziną i bardzo, bardzo jestem ukontentowana. Fani uczynili film dla fanów za 100 tysięcy, z czego – jak śmiałam zażartować – 60 tysięcy wziął pewnie Sapkowski. Godne polecenia, tylko Tris troszkę drewniana. Nie czepiajmy się jednak drewna. Wyszło ok – bez dwóch zdań. Jako fan czuję się usatysfakcjonowana, zapaleńcy zrobili film w cenie kawalerki w Chorzowie – SZACUN!
Teraz przewali się przez internety fala hejtu, marudzenia i narzekania. (Obok oczywistych zachwytów, co mnie niezmiernie cieszy — może coś się zmienia?). Już się przewala. Że średnie. Że aktorstwo drewniane. Że walki na miecze nie takie jak w Gwiezdnych Wojnach. Że potwora na końcu mogłoby nie być (bo takie gówno to w grach, a nie w filmie!). I nieważne, że film „od fanów dla fanów”… Polacy to mógłby być taki inny gatunek, ze swoimi własnymi, charakterystycznymi cechami. Zmierzłe pyski, zawiść, hejtowanie, zrzędzenie. Nowy podział ras: Orki, Krasnoludy, Elfy, Ludzie, Polacy; albo: Wolkanie, Romulanie, Betazoidzi i Polacy. Z tymi myślami nieuczesanymi was dzisiaj Polacy zostawiam.