Pisać? Nie pisać?
Człowiek na garnkach grał, w mej duszy też ktoś w garnek uderza. W brzuchu mym istota z przypadku — córka. Sama więc jak garnek jestem cała. We wszystkim tym ciut niedomagam, ciut porzuciłam pisanie, choć pisać można by godzinami. Może poprawię się na dłużej, może tylko na dzisiaj. Na dzisiaj w tę jedną godzinę podzielę się wspomnieniem z kilkudniowego wypadu do Żywca, a był to lipiec roku pańskiego 2018 – człowiek na garnkach grał.
Techno Jezus
Niezmiennie fascynująca postać będąca podejrzana o bycie Jezusem. Uchwycona w dyskotekowej pozie techno. Nie pierwsze to nasze z nią spotkanie i niezmiennie nasz zachwyt i skojarzenie pozostają takie same. Zwykle wpadamy na niego opuszczając park przypałacowy, udając się w kierunku rynku, tegoż właśnie miejsca, gdzie pewien człowiek na garnkach grał. Człowiek ten na drodze swej nie spotkał Jezusa ani tego Techno, ani żadnego innego. Spotkał za to alkohol, który wypływał z siedemnastu wersji tej samej historii trudnego życia. Życia emigranta gdzieś na brytyjskich saksach, a teraz, cóż, człowieka grającego… na garnkach. „To najprawdopodobniej jedyny w Europie, a już na pewno w naszym kraju zachowany przykład Madonny trzymającej w ręku poziomkę.” Zaraz, zaraz. No tak, to także unikat, człowiek co na garnkach grał i ten właśnie obraz z Żywieckiego muzeum. Tak niesamowicie różni, a tak bardzo sobie bliscy.
Etnopark – Żywiecki Park Etnograficzny
Nic mi się tak dobrze nie kojarzy, jak zapach drewnianych domków. Wdycham go zawsze pełną piersią. Wędruję zafascynowana minionym życiem i powiększam kolekcję skansenowych widokówek. Drewniane chaty oddziaływają na mnie równie silnie, jak stare cmentarze, przyzywają do siebie szepcząc. Mimo swoich oczywistych podobieństw zmuszają do ciągłego podglądania minionego świata, skończonego ludzkiego życia utrwalonego w pozostawionych, samotnie stojących sprzętach. Potęgują tęsknotę to prostoty, zachęcają do głębokiej wiary, zmuszają do refleksji nad naszym pełnym udogodnień życiem. Takie już są skanseny, parki etnograficzne, etnoparki, osady – ciepłe jak drewno, które je tworzy.
Gdzieś w drodze – Kościół św. Andrzeja Apostoła w Gilowicach
Kościół drewniany o barokowym wystroju wnętrza. Wystarczy chyba informacji. Cenny zabytek jak wszystkie one. Mimo swej drewnianej duszy, kościoły tegoż typu kompletnie mnie nie kręcą. Niby wszystko w nich gra, jak w tych moich skansenach, a jednak brak monumentalizmu katedr sprawia, że czuję się tu jakoś dziwnie niedopełnioną atmosferę wzniosłości. Może to osamotnienie budowli porzuconej między murowanymi domostwami sprawia takie wrażenie. Subiektywne odczucia, możecie się nie zgodzić, być może musicie nawet. Być może nawet ja się jutro ze sobą nie zgodzę, gdy przejmie mnie zachwytem maleńki drewniany kościółek ukryty w leśnej gęstwinie.
Jezioro Żywieckie
W zasadzie zbiornik retencyjny. Widoki piękne, dno niebezpieczne — szkła pełno, można stopę rozciąć, ale widoki nadal piękne. Tutaj też przyszło nam nocować pod namiotem, który też na tę okazję nabyliśmy. Tymi oto pamiątkowymi, zdjęciami kończę dzisiaj swoją krótką opowieść i małym górskim miasteczku zwanym Żywiec, z którym niezmienienie kojarzy mi się fragment skeczu kabaretu OTTO: Przez pomyłkę odniosłem piwo do skupu żywca.