Jest takie miejsce na mapie
Jest takie miejsce na mapie, o którym zapewne słyszało niewielu. Ja nie słyszałam, a słuch, przynajmniej na razie, mam dobry (Przez co cicho mówię, bo mi się zdaje, że skoro ja słyszę doskonale to inni też, ale to nie prawda. Oni nieszczęśni słyszą tylko, że coś tam mamroczę. W każdym razie mam z tego powodu czasem domowe nieprzyjemności). Wracając do tego miejsca na mapie, które zagrodziło nam drogę swym pięknem. Miejsca, o którym niewielu pewnie słyszało, szczególnie tych z odleglejszych rejonów Polski — jest ono… No. No, jest. Mają tam w sumie całkiem fajną budowlę, ruinę znaczy się, myślę, że jakoś uda nam się dzisiaj w ten czy inny sposób do niej dotrzeć.
Huta Różaniecka
Tadam! Teraz wszyscy po drugiej stronie powinni powiedzieć: co ona tam mamrocze? Nie, nie to. Raczej: aaa aaa, racja Huta Różaniecka, wiadomo przecież… nie, nie słyszałem. Niewielka miejscowość, w której nazwie łączą się — zakład pracy, kwiat oraz łagodna synklina o dużej powierzchni tudzież naczynie drewniane. Osobliwa nazwa, dla osobliwego miejsca.
Dobrze, a teraz poważnie i smutnie
Drugi dzień zastanawiam się co napisać o tym miejscu, szukam w popłochu jakichś ciekawostek i informacji. Już, już miało być ciekawie, już, już w ruinach tej cerkwi, do której zmierzam jakże okrężną drogą, miała być kręcona scena finałowa z filmu Zimna Wojna. Okazało się jednak, że to kompletnie nie ta cerkiew. Trudno. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo utwór ze zwiastuna filmu bardzo mi się spodobał.
Tak melancholijnie nastrojona powiem wam słów parę o 1400 mieszkańcach Huty Różanieckiej, czy może ukraińskiej ГУТА РОЖАНЕЦЬКА. O tysiącu stu dziewięćdziesięciu pięciu Polakach, dwustu Ukraińcach i pięciu Żydach, z których nie ostał się prawie nikt. Cztery niemieckie akcje pacyfikacyjne latem 1943 roku, czterdzieści siedem trupów i wagony wiezionych do obozów. Czy ktoś z trzystu dziewięćdziesięciu czterech obecnych mieszkańców pamięta tamte dni?
Cerkiew pod wezwaniem Świętego Mikołaja
Może żyje gdzieś jeszcze świadek, który mógłby opowiedzieć o niemieckim samolocie, który 26 czerwca 1943 ostrzeliwując miejscowość spowodował pożar nie tylko drewnianej dzwonnicy, ale i całej świątyni rozpoczynając proces powolnego niszczenia, który trwa do dzisiaj. Jedynym ocalałym pozostanie dzwon, zakupiony przez parafian w 1925 roku. Przez tych samych zostanie gdzieś ukryty, czy później odnaleziony — nie wiem.
Dla nas młodych pozostaje już tylko ruina, której może już dla naszych wnuków zabraknie. Przyroda upomina się o swoje krusząc kamienie i zacierając nazwiska dawnych mieszkańców z porzuconych krzyży. Czas nie oszczędza nawet Chrystusa, który jeszcze trwa, choć wkopany w ziemię co roku głębiej zatapia się w niekoszonej trawie. Śpieszcie się więc rzucić okiem, póki jeszcze pozostał zarys cierniowej korony.
Gratis
Dla pasjonatów architektonicznych detali i szczegółowych historii, których w dobie internetu przeredagowywanie nie ma kompletnie sensu załączam link do strony: https://roztoczepoludniowe.com/kamienna-cerkiew-w-hucie-rozanieckiej/ Przykro mi także, że tak niewiele informacji udało się zdobyć. Wzmianki o wsi w tych okolicach pochodzą już z XVIII wieku, bliższe mojemu sercu są lata zawieruchy dwóch wojen światowych.