Powitam Was tradycyjnym powitaniem naszej rodziny – Halo Noga
Właśnie czekam aż rozpakuje się potwornie wielki folder fotek, po to, tylko aby usunąć większość z nich i pozostawić jedynie te, które mnie interesują. Ponieważ każdy ma swojego bzika, każdy swoje hobby ma. Jeden jara, drugi klika, nieboszczyków zbieram ja. Mhm.
Mauzoleum Von Maginsów
Ooooo, oooooo, moi mili, ja się tutaj wgłębiać nie będę w dzieje rodu Włoskiego Von Magnis oraz w ich majątki rozrzucone po pięknej kłodzkiej ziemi. Wspomnę jedynie, że znad jeziora w Lombardii zawitali oni do kotliny i spodobało im się tak bardzo, że zbudowali sobie tutaj w 1889 piękne bardzo, neoromańskie mauzoleum. Nie ma co dużo gadać i się powtarzać Ksiądz Proboszcz Wam wszystko elegancko opowie. A ja ze swojej strony parę fotek dorzucę i zakończę całość tradycyjną refleksją.
Ołdrzychowice Kłodzkie (Ołdrzychowice… miał ktoś fantazję)
Warto moi mili zajrzeć do Ołdrzychowic Kłodzkich nie tylko ze względu na mieszczące się tutaj Mauzoleum Von Maginsów. Można także odwiedzić Pałac Oppersdorfów, w którym aktualnie znajduje się klasztor.
Zawsze mam trochę opory pakując się w takie miejsca, a nóż wyskoczy keroś klosztorno panna i wypędzi, albo zasypie serią niewygodnych pytań. Brama jednak otwarta, park przepiękny aż zaprasza do wejścia, nogi same niosą. Krok za krokiem, aż na górkę, do kolejnego miejsca pochówku, tym razem osób ubogich ciałem, ale bogatych duchem. Z jednej strony monumentalizm mauzoleum, z drugiej porządek i prostota rzędów białych krzyży ukrytych wśród kwiatów. Nikt nie wyszedł, nikt nie zakłócał naszego spaceru, odwiedzin przypadkowych, obcych nam i sobie zmarłych.
Fabryka
Zaraz za klasztornym murem monumentalizm w innej jeszcze formie. Szkoda, że niedostępny, napisami odstraszający, pokrojem swym wielce atrakcyjny. Gdyby nie dzieciaki pewnie by się weszło pooglądać zabudowania Zakładów Przemysłu Lniarskiego „Lech”. Dawne Ullersdorfer Flachsgarnspinnerei Hugo von Löbbecke A.G. to smutna pozostałość po belle époque prywatnego biznesu doprowadzona do ruiny przez wojnę i nacjonalizację przemysłu. Żal trochę patrzeć, patrzy się jednak i oczyma wyobraźni szuka wchodzących po pracy kobiet w długich sukniach i bluzkach z bufiastymi rękawami. Takich samych jak w jednym z pierwszych filmów braci Lumiere.
Tak oto przeszliśmy od Mauzoleum Von Maginsów, od posiadaczy ziemskich do socjalizmu. Od piękna formy do ruiny, nie tylko architektonicznej. Do upodlenia człowieka i hołdu składanego głupocie. Do świata, który nieuchronnie zmierza do upadku. W drodze swej przyspiesza coraz gwałtowniej i jak kula śniegowa porywa ze sobą pozostałości czasu przeszłego.
Tradycyjna refleksja
Zastanawialiście się kiedyś gdzie was pochowają? Ja czasem się zastanawiam, czy chcę, żeby chowano mnie gdziekolwiek. Czy zjechać memu pustemu kadłubowi przyjdzie jak niewiernemu motocykliście pod lastryko całe w kwiatach? Czy to wszystko jest coś warte oprócz kasy, za kwaterę, za lastriko owe? Boże dzieci, tylko nie marmury. Bliżej mi jednak do śmierci teściowej z tego oto wiekowego skeczu. (Pochodzi on z lat, w których publiczność była jakby bardziej rozumna, a kabaret dbał jednak o inteligentny żart. To zupełnie inaczej niż teraz, kiedy kabaret hołduje głupocie taką Mariolką przykładowo, czy inną Neonówką).
Wracając do sedna poproszę jednak o te uchwyty, albo o nic zupełnie. Ze stanu skupienia preferuję chyba w kawałku, ale jak ktoś ma się mordować z dźwiganiem, to niech i tam będzie gorący kubek… proszek znaczy się… proch czy inny liofilizat. To chyba jednak nie na Polskie warunki. Oddaliby tego liofilizatu rodzinie – na kominku by się postało albo w ogródku użyźniło. Niestety prochów nie wydają – wiadomo – bezczeszczenie zwłok. Polakom to Persil trzeba rozcieńczać, bo się już z przyzwyczajenia nie nauczą, żeby mniej sypać jak skoncentrowane. Prochów też lepiej rodzinie nie dawać, Polak głupi jeszcze babkę zeżre, bigos doprawi. Hmmm, a może by taki dowcip zrobić rodzinie. Zapisać w testamencie, żeby mnie po całym świecie rozsypali, ale to ryzyko, jeszcze mnie po atlasie rozsmarują.
Poważniej troszkę
Pewnie myślicie teraz, że kpię z umierania. Z umierania ani trochę, raczej z tego, co po nim i to nie dla mej osoby, a dla tych, co zostają. Obrzędowości nie lubię, przesądów nienawidzę (Jak ze mną w progu faceci z zakładu pogrzebowego zaczną przysiady robić, mam nadzieję, że da im ktoś w mordę). Chciałabym jednak ułatwić, ale czy ułatwiając nie utrudnię jednocześnie. Powiem, nie chowajcie mnie, a może potrzebne im będzie to chodzenie w jakieś miejsce, odwiedzanie lastryka. Przywoływanie pamięci za pomocą artefaktu. Znowu brzmi to dla mnie satanistyczne i pogańsko. Niemniej Jezusa także gdzieś ulokowano, długo wprawdzie nie zabawił, ale jednak został pochowany. Na dzisiaj pozostawiam tę decyzję rodzinie, tylko proszę się nie pokłócić, księdza do mnie nie wołajcie… urzędola tym bardziej. Jeśli zmienię zdanie dam znać, chyba że nie zdążę trzymajcie się wtedy ostatniej dostępnej informacji.
Dobranoc Mauzoleum Von Magnisów i Wam wszystkim.