Swrgiusz Piasecki - Sidem pigułek Lucyfera

O tym jak… szabrem zdobyć świat – Siedem Pigułek Lucyfera- Sergiusz Piasecki

Był ciemny Wieczór.
Noc okryła mętną, szarą Nysę i zrujnowane miasto.
Duszno. Wkrótce Burza się rozpęta.
Wiatr hula po mieszkaniach… Droga otwarta… Wetuje ciekawie stronice tysiącami rozrzuconych wszędzie książek… Przegląda albumy rodzinne… Otwiera i zamyka drzwi i okna… Szarpie strzępy firanek…
A ze ściany patrzy na to wszystko wyklutymi oczami przekrzywiony na bok portret maniaka z małymi wąsikami… Portret człowieka, który chciał szabrem zdobyć dla swego narodu to, co można osiągnąć jedynie pracą rąk i mózgu.

SERGIUSZ PIASECKI – SIEDEM PIGUŁEK LUCYFERA. AUTENTYCZNE PRZYGODY DIABŁA MARKA, W LATACH 1945 I 1946, W NIEPODLEGŁEJ POLSCE DEMOKRATYCZNEJ, ODTWORZONE NA PODSTAWIE: DOKUMENTÓW, ZEZNAŃ ŚWIADKÓW, WYCINKÓW PRASOWYCH, ORAZ WŁASNYCH OBSERWACJI AUTORA

Dla Ani

To nie jest ani dobra, ani zła książka. Jest po prostu inna i dziwna zupełnie jak rok urodzenia autora (1899). Ani się dobrze czytało, ani źle. Czasem się trochę nudziło, czasem wciągało w historię. Bywały momenty zabawne, lecz całość nie jest ani trochę śmieszna. Tragizm połączony z absurdem, a na końcu smutek, żal i myślenie – jak to się mogło tak potoczyć.

Sergiusz Piasecki – Siedem Pigułek Lucyfera

Diabła Marka za karę zsyłają na ziemię. Ma tylko siebie i siedem tytułowych pigułek, a w każdej zaklętą jakąś inną moc. Tak oto wyekwipowany musi odnaleźć się w nowej dla siebie rzeczywistości. Marek nie jest specjalnie złym diabłem, nie jest też zabójczo inteligentny, zupełnie też nie rozumie realiów świata, w którym się znalazł. Radzi sobie jednak jak może z pomocą napotykanych na swej drodze ludzi. Faustowskie z niego diablisko, więcej dobrego swoimi czynami działa, niż szkodzi. Przygody jego są ciut infantylne, jak i sama markowa osoba, uroku jednak odmówić mu nie można, jest coś urzekającego w przystosowawczej nieporadności Marka.

Samą satyrę czyta się szybko, ale czy współcześni ludzie, nie takie Boomery jak ja, znajdą w niej coś ciekawego i wartościowego dla siebie? Trudno mi wyrokować. Dla mnie to nie jest koniec przygody z prozą Piaseckiego, ciekawa jestem jego poważniejszych powieści, coś w prostocie jego opisu magnetyzuje i sprawia, że chce się przeczytać więcej.

Dla Sergiusza

Nie mogę sobie odmówić opowiedzenia Wam o osobie autora, którego życiorys zasługuje na dobrą biografię. Pan Piasecki został wyrzucony z wywiadu za nadużywanie narkotyków oraz awanturnicze usposobienie. Jako bezrobotny agent, którego nawet Legia Cudzoziemska nie chciała, naśmigawszy się jak messerschmitt napadł z rewolwerem na dwóch żydowskich kupców, a z kolegą na pasażerów kolejki wąskotorowej. Skazano go za to na karę śmierci. Wywinął się jednak skrzętnie przez wzgląd na swoją wcześniejszą działalność wywiadowczą, tą sprzed kokainy. Dobroduszny prezydent zamienił mu wyrok pozbawienia życia na piętnaście lat więzienia, z czego łącznie dwa lata spędził w izolatce, a wyszedł na cztery przed zakończeniem wyroku.

W więzieniu wydał swoją pierwszą powieść Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy. Był przyjacielem Witkacego (wiadomo cóż to była za persona… kokaina, kokaina) i Wańkowicza, a w czasie II Wojny Światowej dowodził specjalnym oddziałem do wykonywania wyroków śmierci wydanych przez podziemny sąd. Przedostał się do Anglii z wojskami Andersa i tam pozostał. To maltretowane dziecko, obrońca Warszawy w 1920 roku, szuler, fałszerz i producent pornografii – nienawidził komuchów, żył skromnie, zmarł na raka. To był gość!

Dla mnie

Dla Kwyrloczki informacje wprost od człowieka, który proceder szabru oglądał na własne oczy. Zmienił tym samym moje myślenie, że to komuna i nowi mieszkańcy rozgrabili Dolny Śląsk. Okazało się, że ten nowy duet jedynie dokończył dzieła, które rozpoczęli zawodowi szabrownicy. Podgatunek złodziei, wywożących, z ziem odzyskanych, na sprzedaż co, tylko im wpadło w ręce. Złodzieje ci różnili się skalą, jedni szabrowali drobiazgi, inni większe gabaryty, jako ostatni – największy szabrownik upomniał się o nieruchomości. Dopiero na szarym końcu miejscowa ludność zabrała jeszcze framugi i drewniane podłogi, resztę rozwiał wiatr. Choć mnie chrześcijance powinno to być zupełnie obojętne, jednak smuci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *