Strasznie mnie denerwuje słowo hałda. Normalnie nie przechodzi mi przez gardło. W moim świecie, w mojej głowie, w moim sercu coś takiego jak hałda nie istnieje. Pouczam więc Was wszystkich ludziska – godo sie HOŁDA! No, najważniejsze już sobie wyjaśniliśmy możemy więc przejść do wycieczki. Mam nadzieję, że się nikt na mnie nie pogniewa, po prostu są w życiu człowieka pewne rzeczy niezmienne, hołda jest właśnie jedną z nich.
W hołdzie hołdzie
Urodzona na Świonach, wychowana w Chorzowie, mieszkająca kamieniem ciepnąć od Tarnowskich Gór – ja, zwykła Kwyrloczka. Teraz uwaga, wchodzą wstyd i gańba, całe na biało. Latami nie miałam świadomości istnienia takiej niesamowicie pomarańczowej miejscówy jaką jest Hołda Popłuczkowa kopalni Fryderyk. Wcale nie jest mi lepiej z tym że od 2017 roku wpisana jest ona na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a to nie jest chlyb z tasi moi mili. Trudno już stało się, zamarzło. Jednak wreszcie, dzięki magicznym zdolnościom odkrywczym super miejsc, pewnego domowego czarodzieja od fotografii, dane mi było stanąć na szczycie i poczuć pod stopami prawie dwustuletnią jejmość Hołdę.
Nie ma sensu się powtarzać czy przepisywać z innych stron. Tutaj zapraszam do odwiedzenia strony nie tylko o Hołdzie Popłuczkowej, ale także o innych Tarnogórskich ciekawych miejscach związanych z wydobyciem.
Moje wrażenia
Wrażenia już trochę się zatarły, trochę wody upłynęło od tej wyprawy. Oczywiście, fajnie było się wspiąć i podziwiać widoki, pewnie fajnie byłoby tutaj zrobić ognisko i chapsnąć do paszczy małego wusztlika. Niestety ta tradycja w tamtym czasie jeszcze nie istniała. Chyba strasznie to oklepane, ale tym, co czyni to miejsce naprawdę wyjątkowym jest kolor pozostałego po wypłukanym urobku podłoża. Jeśli ktoś umiejętnie spojrzy, może się poczuć jak na zupełnie innej planecie. Posiedzieć tak wpatrzonym w marsjański krajobraz i pomyśleć co z tą hołdą dalej?
Pozostawiona sama sobie od II Wojny Światowej powolutku zarasta. Gołe niegdyś zbocza, w miarę upływu lat pokryją się lasem, korzenie, woda i wiatr w powolnym procesie erozyjnym zniwelują pomarańczowy pagórek, tylko co na to UNESCO? A nie zaraz, dla ochrony galmanowej murawy, wycina się naturalnie wyrastające tam drzewa (nawet widać na zdjęciach jak leżą), tylko czy wycina się dla murawy, czy dla dziedzictwa? Sytuacja trochę jak z plewieniem Pustyni Błędowskiej, taka państwowa uprawa dużego ogródka. Tylko czy ja to popieram?
Mini Urbex
Przy samej hołdzie, trafiła się też fotograficznie ciekawa rudera, i pawilon z zegarem. Nie wiem niestety co to było, może ktoś miejscowy podpowie?
Autor tekstu: Kwyrloczka
Zdjęcia: Rymbaba