Nieomylne Dzieciątko
Była taka Wigilia, na którą kochane Dzieciątko przyniosło nam spory cykl książek Astrid Lindgren. Nie pochylałam się nad konkretnymi tytułami. Jako fanka dzieci z Bullerbyn, założyłam, że nie może być niczego niedobrego w książkach tej autorki. Z ochotą więc przyjęłam dzieciątkowy podarek. Muszę przyznać, że na razie się nie zawiodłam, a Dzieciątko się nie omyliło. Powieść, o której chce wam dzisiaj opowiedzieć nie do końca przypadła do gustu moim dziewczynkom, zostawiła jednak po sobie ślad na mych dorosłych duszy i sercu. Jak to teraz wam przedstawić, żeby nie było zbyt dużego spoilera, a z drugiej strony, żebyście, jako rodzice mieli jasność z czym tu się mierzymy?
Książka o zadziwiającym początku
Bohaterami historii są dwaj bardzo kochający się bracia. Jeden z nich, młodszy, jest od urodzenia ciężko chory i w zasadzie leżąc w łóżku, z pełną świadomością swojego losu, oczekuje na śmierć. Starszy brat umila mu długie i nudne dni opowieściami o cudownej krainie – Nangjali, do której przenosi się każdy odchodzący z tego świata. Na to właśnie czeka i tak wyobraża sobie życie po śmierci dziesięcioletni Karol, chociaż strasznie mu smutno, że będzie musiał zostawić starszego brata i mamę. Dziwne jednak są losu koleje. Zupełnie nieoczekiwanie to Jonatan ratuje życie swojego chorego braciszka, a sam jednocześnie je traci. Fragment ten zdecydowanie wbija w fotel. Na usta cisną się pytania, ale jak to? Co to się teraz wydarzyło? Czemu, czemu tak się stało? Żadne z nich jednak niczego nie zmienia, Karolkowi pozostaje tylko czekać na własną śmierć, by znów móc zobaczyć brata.
Karol zwany Sucharkiem w Nangjali
Tak też wreszcie się staje. Karol umiera i tafia do tej cudownej upragnionej krainy, w której czeka na niego ukochany Jonatan. Od teraz Dolina Wiśni staje się jego nowym domem. Nie dzieje się jednak dobrze w Nangjali. Sąsiadująca z Doliną braci, Dolina Dzikich Róż jest okupowana przez paskudnego Tengila, jego czarną świtę i potworną Katlę. Wyciągają oni teraz łapska po nowy dom Karola i Jonatana, a chłopcy muszą stanąć w jego obronie.
Wolność ponad wszystko
Czy teraz ciągle tak się pisze o umiłowaniu i wielkiej potrzebie wolności? Nie wiem. Nie spotkałam się w dotychczasowych naszych dziecięcych podróżach po literaturze z tym zagadnieniem. Przyznaję, że książki przychodzą do nas dość chaotycznie i nie kierujemy się w ich wyborze jakimiś specjalnymi kryteriami poza ideologiczną szkodliwością. Może tak o wolności pisać potrafią tylko Ci co, przeżyli wojnę? Niemniej w powieści Bracia Lwie Serce walka o wolność właśnie i o godność każdego człowieka stanowi zagadnienie najważniejsze. Wypływa ona bezpośrednio z miłości do drugiej osoby i pięknego świata, na którego zniszczenie nie można pozwolić, nawet za cenę własnego życia.
Smutne prawdy o współczesności
Powieść opisuje bardzo niepopularne w naszych czasach wartości. Poświęcanie siebie dla innych, umiejętność oddania życia za sprawę, za drugiego człowieka, za brata, nie są teraz modne. Z każdego medium sączy się w nas i nasze dzieci pochwała egoizmu, nastawienia wyłącznie na własne pragnienia i przyjemności. Od dziecka wmawia się wszystkim, że nasze osobiste bezpieczeństwo jest najważniejsze. (Pewnie da tego w jednej z recenzji przeczytałam, że książka przedstawia motyw śmierci szkodliwy dla dzieci). Na każdym kroku zabezpiecza się wszystkich przed ponoszeniem konsekwencji swoich działań. Żyjemy w niewoli, która nie wojną, a powolnym urabianiem, za aprobatą wielu wystraszonych ludzi, stała się naszą rzeczywistością. Dla tego wydaje mi się tak ważnym, aby o tej książce Wam opowiedzieć, chociaż jest to pozycja raczej chłopięca, opowiadająca o smokach, rycerzach i wojnie.
Pochwała samobójstwa
Wyczytałam w komentarzach, że w powieści idealizuje się samobójstwo. I owszem jest taki moment, ale jest to samobójstwo raczej w kategorii Jezusa, idącego na śmierć, żeby uratować nasze dusze, a nie forma ucieczki od nieodpowiadającej nam rzeczywistości.
Myślę też, że wzbudzanie kontrowersji wśród czytelników, szczególnie dorosłych, to jednak zaleta powieści. Świat mierzymy bowiem swoją miarą, a nie miareczką dziecięcego rozumu, który jakbyśmy się nie wysilali nie postrzega trudnych wydarzeń tak dramatycznie jak my.