Pozostając jeszcze w klimacie dziecięcym
– A możesz Felifance oddać jedno krzesło skoro masz cztery?
– Nie, to jest wszystko mój domek.
– A Felifanka nie może bawić się z tobą w tym domku?
– Nie bo on jest od ośmiu lat!
Czy może mi ktoś wyjaśnić, czym charakteryzuje się domek, który jest od ośmiu lat? Może miał na to wpływ fakt stania konstrukcji w naszej przydomowej rzece? Nie wiem, naprawdę nie wiem. W ogóle nie ogarniam tego ciągłego dziecięcego pędu do budowania domków. Mają w pokoju największy koszmar rodzica, a i tak budują obok konstrukt z krzeseł, kocy, książek, klamerek i gumek do włosów. To się potem wali, jedna coś przypadkiem urwie, a ja dowiaduje się że zrobiła to celowo. Ona się broni, że wcale nie. Potem jedna beczy, druga wrzeszczy, trzecia dokłada, ja kombinuję jak się ewakuować. Na końcu i tak nikt tego dziadostwa nie chce sprzątać. Przyznajcie się, myślicie tylko o tym koszmarze rodzica, o którym wspomniałam?
Koszmar rodzica czyli TIPI
Ten taki modny namiocik, cztery kije związane sznurkiem i szmata. Tu wchodzi niezawodny Kmicic.

Jakby tego barachła nie stawiać, stać nie chce, rozpada się, kije wyłażą, wiecznie rozwalone, wiecznie do poprawki. Zawsze, zawsze coś jest z tym nie tak, że zajmuje miejsce, to już nawet pomijam. Teraz ktoś mądry powie, bo to trzeba mieć specjalny stabilizator, a potem pokaże siedemset filmików jak to cudnie podnosi jedną ręką ustabilizowane to zakichane tipi. Od razu mówię, ja ten stabilizator mam! Przeszłam też siedemnaście szkoleń z wiązania patyków, czternaście z wykorzystania bawełny zamiast bizoniej skóry oraz dziesięć z montażu podłogi pikowanej i jedno z rozmieszczania poduszeczek. Ponadto wykryłam przynajmniej jedną wadę konstrukcyjną naszego egzemplarza, a mianowicie zbyt wysoko nawiercone w kijach otwory.
Wracając do stabilizatora, działa on w sam raz na tyle, żeby elegancko pokazać komuś innemu jak to jedną ręką podnoszę to przeklęte dziecięce akcesorium. Gdy tylko wejdą do niego dzieci, chociaż w sumie wcale nie muszą, sam z siebie jak trochę postoi i tak zmienia się we wrak. Nie dość, że trzeba walczyć ze szmatą, kijami i sznurkiem, dodatkowo walczymy ze stabilizatorem, który prawidłowo założyć można tylko raz, przy pierwszym składaniu, i za chiny ludowe nie da się go poprawić, kiedy całość mamy już ciut zwichrowaną. Osobnik, który wymyślił ten z wyglądu całkiem uroczy gadżet niech się w Chinach ludowych poniewiera, albo sam uda się na szkolenie do Szoszonów, czy innych Apaczów, byleby po powrocie nie uraczył nas dziecięcym mini kasynem.