Szedł sobie pan, a z panem szedł pies
Pies był cały biały, a jego krótkie futerko pokrywały liczne, czarne cętki.
– Patrz tata to Dramatyńczyk! – zakrzyknęła radośnie najmłodsza.
O ludzie, jeden sztuk takiego dramatyńczyka może grubo namieszać. Za to 101 dramatyńczyków to prawie jak nasza sześcioosobowa rodzina.
Jeden dramatyńczyk ma fazę na darcie się
Serio, przedwczoraj półtorej godziny wrzasku. Najpierw słuchałam ja, potem mąż. Były różne taktyki, nawet dobry i zły glina… rodzic znaczy się. W końcu poszłam do łazienki, wzięłam kąpiel, wyszłam, znowu posłuchałam chwilę. Wreszcie jakoś dała się ta mała istota udobruchać i okazało się, że to wszystko, ten ogrom cierpienia głównie mojego, a jej ryku, był przez to, że półtorej godziny wcześniej przypadkowo uderzyłam ją w stopę drzwiami. Mądrzy psychologowie dziecięcy i psychiatrzy od dorosłych, co tam sobie powiadacie?
– Wspieraj dziecko swe, bądź przy nim, kiedy drze się fanaberyjnie. Wszystkie emocje są ważne i potrzebne, szczególnie te, które doprowadzają cię do szału. Ciebie, czyli mnie.
Mhm, idźcie się kąpać, a zważcie, że moje słowo to nie ptaszek co fiuknie, bziuknie i tyleś go widział, a matka czterech dziewczochów to wama mówi. Idźcie do wanny i następnego dnia jak zacznie się wrzask, bo zacznie – idźcie do wanny. Obserwujcie jak z półtorej godziny zrobi się minut piętnaście. Dnia trzeciego kładzenie się spać nastąpi i nastąpiło zupełnie bez ekscesów.
Tak jestem wyrodną matką. Nie wspieram dziecka w darciu mordy, nie umiem tego słuchać i zagłuszam lecącą wodą. Skutecznie.
Dramatyńczyk numer dwa
Siedział sobie na krześle w różowym sweterku. Brzuszek miał w sweterku i kolanka miał w sweterku, i rączki miał w sweterku. W tym brzuszku sweterka nie w rękawach. Huśtał się na krzesełku ten sweterek i nagle, odwracam się od smażących się racuchów, a tam sweterek leży na ziemi, na gumolicie, a ze sweterka głowa wystaje tylko i drze się to to, jak opętane. Podniosła ten sweterek, a tu z tej głowy, tej jedynej wystającej części, krew sika, nosek puchnie. No, złamany myślę jak nic. Z tego miejsca pozdrawiam SOR w Polanicy, jednego jedynego pana doktora, który tam przyjmował pacjentów. Pacjentów, czyli staruszki co gwizdnęły ze stołków przy myciu okien, narciarzy z okolicznych stoków i dzieci, które jak wiadomo mają różne durne pomysły sweterkowe.
Po czterech godzinach w poczekalni zawiązaliśmy całkiem dobrą znajomość, wymieniliśmy się power bankiem i hajsem na smakołyki w automacie. Po sześciu planowaliśmy rozpalanie ogniska i wspólne śpiewanie kumbaya.
Najlepiej było jak przychodzili nowi i z taką nadzieją rozglądali się co i jak. Wychwyciwszy ich przybycie najstarszy stażem poczeklaniowy co od 15:00 już tam siedział, a była prawie 22:00, mówi takim:
– Spokojnie, siądźcie sobie, ja tu jestem już od siedmiu godzin i nadal czekam. – Miny tych biednych ludzi – bezcenne.
Ogólnie rzecz biorąc polecam, przednie towarzystwo, pan doktor taki miły i przystojny nawet, i z podejściem do dzieci. Re we la cja! Uprzedzam pytanie – nie, nie ma innego SOR-u. Kolejny w Wałbrzychu i w razie kolejnej usterki spróbujemy tam, może i trzeba jechać godzinę, ale zawsze warto poznać nowych ludzi.
Dramatyńczyk numer trzy lubi zrobić sobie ała
Chodziła sobie po górach, a teraz ja chodzę na RTG nosa z podejrzeniem złamania. Szkoda tylko, że po trzech miesiącach od szkody. Nie uczy się na błędach muszę powiedzieć, nie uczy. Wlezie taka na oparcie z kanapy, chociaż prosi człowiek, tłumaczy, zaklina, błaga, koszulę drze, ryja drze, wreszcie idzie do wanny. A ten człowiek mały wywala łbem o marmurowy blat mojej nowiusieńkiej komody secesyjnej, a jak. Nowiusieńkiej w naszym domu oczywiście. Ile krwi może lecieć z tak niewielkiej rany, ło Panie. Nauczona jednak doświadczeniem, że na SOR-ze w Polanicy-Zdroju siedzi się około 8 godzin obligatoryjnie pojechałam do apteki po stripy na rany. Okleiłam facjatę i dobrze jest, tylko na klej dostała uczulenia i po zdjęciu plastrów okolica wyglądała sto razy gorzej niż usterka pierwotna.
Dramatyńczyki trzy
10 marca, buty do wyje… Boso latają piąty dzień. Szczerze, to ja nawet już nie reaguję. Udaję, że nie wiem. Niech się małpy hartują. Niektórzy boso po śniegu chodzą, włażą do wody na mrozie, powiadają, że zdrowe. Trzy dni kolejne oblecą a maluchy stroje powyciągają i pójdą do rzeczki się kąpać. Przepraszam – morsować, a że Felifanka uwielbia foki to foczyć.
Najstarszy dramatyńczy przeżywa dramaty w szkole
Tu zaśpiewamy: jechać matmę, jechać! Takie tam dziwne sytuacje obliczeniowe.
Dwa dorosłe dramatyńczyki
No, to wiadomo, łapy do wymiany, cętki odpadają, coraz ciężej zwlec się z legowiska. Kota już ciężko pogonić, ale kilka 25 kilowych worów z węglem to się jeszcze na plecach przeniesie… cztery konkretnie. Żeby jeszcze te szczeniaki dały żyć, a nie po SOR-ach i przychodniach się włóczyć, albo darcie paszczy generować. To dopiero marzec, a kaj tam koniec roku?
Drogi czytelniaku jeśli chcesz wezwać opiekę społeczną… TAK! Poproszę!
Tekst: Kwyrloczka
Zdjęcie: Rymbaba
Na zdjęciu: nasz pies Krepel – zupełnie nie dalmatyńczyk, częściowo dramatyńczyk, głównie zawalidroga.