Małe Kobietki - okładka w zamrażarce

O tym jak… nie rozumiem fenomenu – Louisa May Alcott – Małe Kobietki

Ta historia zaczyna się na WNC, zanim jej posłuchasz na razie się nie śmiej

Tak, to było dawno, dawno temu. Tak dawno, że sama już nie pamiętam dobrze, kiedy. Wiem za to, że działo się to na katowickim Wełnowcu. Doskonale pamiętam, od czego moja przygoda z Małymi Kobietkami się rozpoczęła.

Znacie serial Friends? No, chyba… W każdym razie lepiej, żebyście znali, bo inaczej zostaniecie wyklęci z kwyrloczkowego świata. (Teraz to wszystkich nastraszyłam – taka jestem groźna, ha!). Wracając jednak do Friendsów, Małe Kobietki były tą książką, którą Joey schował w zamrażarce. Wcześniej schował tam Lśnienie, które było dla niego zbyt straszne. Od tego czasu, od tego dnia, od tego ponownego maratonu Friendsów, który urządziliśmy z mężem jakieś piętnaście lat temu, ciągle czekałam i polowałam – bez specjalnego entuzjazmu, oczywiście – na Małe Kobietki. Tę jedną powieść, przez którą płakał Joey Tribbiani.

Nadszedł ten dzień!

Biedra w Bystrzycy Kłodzkiej, półko-karton z książkami, a tam wreszcie – Małe Kobietki! W przecenie za jedyne 19,99. Tylko to wydanie jakby takie cienkie. Z okładki młodzieżowe. Nie – gorzej – bajkowe. Na cenówce napisano: słowniki i książki dziecięce. Hmmm, dziwne. Myślałam, wydawało mi się, że to powieść dla dorosłych. Klasyka amerykańska, w stylu Przeminęło z Wiatrem, jakaś monumentalna saga rodzinna, ale nie. Dobra tam, pomyślałam – Joey przeczytał, to i ja dam radę przecież.

Małe Kobietki

Teraz, kiedy już jestem po lekturze i dodatkowo po trzech filmach o tym samym tytule, zastanawiam się, czemu tak infantylna opowiastka zyskała tak duży rozgłos. Osiem ekranizacji, w tym jedna jeszcze w niemym kinie z 1918 roku. Do tego dwa anime. No ludzie, co w tej opowieści jest takiego pociągającego? Owszem, napisała ją kobiecina w 1867 roku, czyli książka ma już sto pięćdziesiąt osiem lat. Sama autorka, jeśli rozpatrywać powieść autobiograficznie, należała do dosyć postępowej rodziny i to także znalazło odbicie w opisywanych postaciach. Niemniej, zupełnie nic poza tym nie widzę w tej powieści fascynującego.

Meg, Jo, Beth i Amy oraz ich mama mieszkają w niewielkim domku. Zaraz – ale skąd wiem, że w niewielkim? Chyba z filmów. Mieszkają więc sobie w domku, gdzieś w tle majaczy wojna secesyjna. Dziewczęta nie są specjalnie zamożne – starsze starają się zarobić na swoje utrzymanie, młodsze chodzą do szkoły. Tak sobie żyją w słodkiej, miałkiej bańce: trochę pomagają w domu (nie żeby wiele miały do roboty, mają przecież służącą – jak to na „ubogą” rodzinę wojskowego lekarza przystało). Trochę się kłócą, trochę zakochują, trochę marudzą. Trochę mają dobre serca, a trochę są pyskate. Trochę ułożone, a trochę wymykają się z ram epoki. Może nie byłby to taki głupi pomysł na powieść?

Nie potrafiłam się jednak pozbyć wrażenia, że napisało ją dziecko. A przecież była to prawie czterdziestoletnia kobieta, która prowadzała się z abolicjonistami, bojownikami o prawa kobiet oraz filozofami transcendentalnymi. Z których znam jedynie Henry’ego Davida Thoreau – i to ledwo ze słyszenia. Louisa też go znała, i to raczej dosyć dobrze. Co więc poszło tutaj nie tak?

Rozrywka dla pensjonarek?

Historycznie Małe Kobietki to książka napisana na zamówienie. W zamówieniu więc stanęło: „napisze nam tu pani historię dla młodzieży”. No i napisała Louisa May Alcott – córka zakręconego filozofa – i to się bardzo dobrze sprzedało. Chyba należy się jej za to szacunek. Co więcej, historia Meg, Jo, Beth i Amy dobrze sprzedaje się do dziś, a każdy kolejny film jest lepszy od literackiego pierwowzoru (może tylko nie ten niemy – dziewczęta miały przecież sporo do powiedzenia, nie wiem, jak reżyser to udźwignął z tymi planszami).

Wszystkie filmy rozciągają swoją fabułę także na część drugą: Dobre Żony. Biedra zaoferowała mi jednak jedynie wydanie z pierwszą częścią. Wiadomo – Biedra, bieda, dwa bratanki. Amerykańskie wydania, zdaje się, obejmują oba tomy pod wspólnym tytułem Małe Kobietki. Wybaczcie mi jednak – nie mam już zamiaru poszukiwać żadnych dobrych żon ani, co gorsza, czytać o nich. Odpuszczam, a powieść bardzo chętnie wepcham do zamrażarki, gdzieś między leśnymi grzybami a dziczyzną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *