Inauguracja sezonu
Wczoraj, jako że żar nieprzeciętny lał się z niebios, postawiłam otworzyć sezon “placozabawowy”. Radośnie zapakowałam półdziecko do wózka i udałyśmy się na pobliskie osiedle. Tam, na niewielkim placu zabaw rozpoczęłyśmy sezon i niestety tak samo szybko jak go rozpoczęłyśmy, tak szybko miałam ochotę go zakończyć. Wstać, wytargać dziecko z piasku, spakować się i wyjść, a na odchodnym pieprznąć furtką z taką siłą żeby ogrodzenie w tumanie kurzu walnęło o ziemię, pozostawiając po sobie zszokowane milczenie i skrzypienie huśtawki rodem z horrorów Kinga.
Pies i plac zabaw
Wchodzę na plac zabaw, akurat w momencie, kiedy Półdziecko kończy wsuwać ostatnie pomidorki koktajlowe i zasiadam na ławce. Ławka usytuowana w pełnym słońcu, jako że wiosna jeszcze się nie rozhulała na dobre i drzewa świecą brakiem listowia. Zasiadam, omiatam spojrzeniem bywalców i nagle orientuje się, że obok mnie coś strasznie wrzeszczy. Konkretnie: babcia jakaś stoi i drze się opętańczo. Po chwili dopiero dochodzi do mnie, że ona drze się na mnie, do tego coraz bardziej się kobiecina nakręca: proszę zabrać stąd tego psa! Dopiero piasek jest wymieniony, a on na pewno nasika do tego piasku. Potem się maluszki bawią w tych sikach. Ja wszystko rozumiem! Ja też mam psa! Ale tutaj nie wolno… bla… bla, bla, bla… Jedzie swoje. Patrzę w prawo, patrzę w lewo, obracam się za siebie. Jest. Stoi winowajca. Za mną stoi cwana bestyja – minipiesek w typie Mucha – Żabcia – Kropcia, beżowy taki, a brzydki… Odwracam się do ochrzaniającej mnie babci i mówię spokojnie: Ale to nie jest mój pies!
Tutaj dzieje się Coś. Dzieje się Coś dziwnego, bo nie pada: “aaa, to przepraszam” – w ogóle nie padają żadne słowa. Babcia przestaje się wydzierać, odwraca się na pięcie i odchodzi do drugiej ławki, gdzie zaczyna już mniej nerwowo, to samo nadawać swojej koleżance po placozabawowym fachu. Spokojnie, myślę sobie – ludzie takie są.
Żar z nieba
Mija jakieś dwadzieścia minut. Półdziecko przez ten czas zostało wyhuśtane i bawi się w najciekawszą zabawę świata, którą jest wsypywanie piasku do wiaderka. Zasiadam więc na powrót na ławce. Cienia nie ma. Gorąco. Spawa niemiłosiernie wiosenne słoneczko. Zaczynam więc kombinować co można ściągnąć z Półdziecka żeby udaru cieplnego nie dostało od tych pierwszych wiosennych promieni. Podciągam getry, czy tam teraz leginsy, demontuję buty i skarpety, a na głowę pakuję cudem zabraną chustkę w ramach osłony przed słońcem. Wracam na ławkę cała dumna. Ja to jestem, ocaliłam dziecko przed udarem i… wyszłam na wariatkę jakąś. Dziecko sąsiadki z ławki, w bluzie z długim rękawem, czerwone jak burak spocone jak mysz, siedzi obok w piasku, a szanowna sąsiadka prosi piętnasty raz, żeby kochana jej wnusia, lat 3, zeszła ze słońca, bo się zgrzeje. Bluzy jej nie ściągnie. Czemu, czemu, czemu kobieto nie zdejmiesz temu biednemu dziecku tego swetra?????? Nie zdjęła… nie tylko ona. Dwóch chłopców w podobnym do półdziecka wieku piekło się w bluzach z długim rękawem, gaciach z dresu z grubej bawełny, a do kompletu na szyjach mieli pozakładane apaszki chroniące przed… wyziębieniem szyi w dwudziestopięciostopniowym upale.
Dziecko też człowiek
Jeśli Tobie jest gorąco kochany rodzicu, a siedzisz na ławce, to jak czuje się twoje ruchliwe dziecko. Jeśli ktoś wygląda jak wyjęty z sauny to chyba coś jest z nim nie tak, i nie jest to wina czynników atmosferycznych. Dzieci przegrzewane są od wieku niemowlęcego, pakowane w jakieś rożki, bety i inne skarpety. Potem ze zgrozą słucham: Moja Karolinka to cały czas choruje… Hmmm, ciekawe czemu.
Jest taka prosta zasada: dziecko leżące lub siedzące w wózku ubiera się jak ty plus jedna warstwa – KONIEC! Nie ma już koca na to gratis. Chyba, że wychodzisz na dwór w koszulce owinięta kocem, wtedy najprawdopodobniej Twoje dziecko odziedziczy po tobie te upodobania i należy go odziać w koszulę, owinąć kocem i dodatkowo przykryć w myśl zasady plus jedna warstwa. Oczywiście wszystkim ta zasada jest dobrze znana i wszyscy tak właśnie robią, czego przykładem były dzieci na placu zabaw, ale zapomnieliście moi drodzy, że jeśli temperatura powietrza jest tak wysoka, że nawet siedząc nago będziecie pocić się jak mopsy, “plus jedno” należy dodać do kompletnej golizny, a nie tego co już macie na sobie. Czy to jest takie trudne!? Najwyraźniej trudne. Odwracając sytuację. Miejsce akcji – plac zabaw. Siedzicie na ławce w koszulce i swetrze a wasza pociecha biega wokół ławki w tym samym ubraniu. Co robicie:
a) Ubieram dziecku kurtkę;
b) Ściągam z dziecka sweter bo zasada plus jedna warstwa działa także w drugą stronę;
c) Zostawiam jak jest, bo nie wiem co ze sobą począć, a zagadnienia macierzyństwa przerastają skromne możliwości mojej osoby;
d) Wychodzę;
e) Wychodzę z siebie, bo moje dziecko biega, a ja ciągle mu powtarzam: Nie biegaj, nie biegaj…
f) Wrzeszczę na kobietę, która weszła z psem na plac zabaw;
Prawidłowa odpowiedź to… no proszę was!