Gdzie to było?
Mam dla Was dzisiaj wspomnienie z zeszłego roku. Niestety niezbyt dokładne, bo pamięć mnie ciut zawodzi, gdzie konkretnie co było, a w zasadzie gdzie konkretnie kto leżał. Niech więc pozostanie tak zbiorczo. Zdjęcia pochodzą z naszej zeszłorocznej, nie do końca udanej, wyprawy w Bieszczady.
Zatopione w zieleni
Chronione od zapomnienia przez miejscowych groby poprzednich mieszkańców tych ziem. Nie są to bogato zdobione pomniki, a jedynie proste kamienne obeliski, metalowe krzyże. Poukrywane przy szlakach górskich, w miejscach, gdzie wiejskie domy dawno ustąpiły miejsca łąkom i lasom. Tylko te niewielkie bieszczadzkie cmentarze świadczą jeszcze i opowiadają niełatwą historię tych ziem. Nic tu spektakularnego, a jednak nie można im odmówić delikatnego piękna, cichego trwania mimo upływającego czasu. Niewielkie mogiły istniejące poza czasem jak Bóg. Nieme relikty poprzedniego świata.
Po sąsiedzku
Niby zapomniane miejsca, a tak wielu odwiedzających. Niby koniec świata, a turystów nie brakuje. Trawa wykoszona, ścieżka oznaczona. Szkoda, że nie ma w tej opiece wzajemności. Szkoda, że to Polacy jeżdżą na Ukrainę z własnymi funduszami i oczyszczają stare Polskie cmentarzyki z chaszczy. Szkoda, wielka szkoda, bo czy zmarły ma ciągle narodowość? Coraz mniej mamy szacunku dla innych ludzi miejmy, chociaż szacunek dla tych, co patrzyli na te góry, na które patrzycie teraz Wy, co stali nad tymi pomnikami, którym robicie teraz zdjęcia. Bieszczadzkie cmentarze nie mają poglądów politycznych, odwiedzając je pozostawmy także swoje za furtką.
Zobacz też:
O tym jak… rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady – część pierwsza