No, nie było mnie
Nie było i ten pożeracz czasu zwany Fejsbukiem zaczął marudzić, że zbyt długo nie odzywam się do swoich czytelników. Koniecznie napisz post – powiada – koniecznie, to już 18 dni! Marudzi i tyle, a człowiek nie robot, czy tam w przypadku fejsa bot, żeby zarzynać się pisarstwem w trudnych życiowych momentach.
Na wariackich walizkach
To, że czeka nas przeprowadza w dalekie rejony, do innego, spokojniejszego świata powiatu Kłodzkiego – to już wiecie. Mieszkanie sprzedane, a zakup praktycznie sfinalizowany. Terminy jednak się pozmieniały, bo już 28 lutego mieszkać gdzie nie będzie. Mimo zimy i śniegu trzeba się wynosić. Cóż, jak mus to mus, nic nie poradzimy. Pozostaje się podporządkować i po prostu wyjechać ot, tak jakbyśmy rano wyszli po chleb… Zbieram więc kartony i powoli pakuję co bieżąco niepotrzebne.
O wielodzietności
Zabieram też w drogę wraz z sobą pewien gratis, o który bardzo walczyliśmy w ostatnich dwóch latach. Walczyliśmy niestety nie bez porażki… dwukrotnej. Nieudana walka to jednak przeszłość, o której przyjdzie mi porozmawiać z Bogiem w odpowiednim czasie.
Powiadają ciąża to nie choroba. Pewnie, myśli sobie człowiek, będę śmigać na rowerze do samego rozwiązania, nie zlegnę, piękna będę i gładziutka niczym nastoletnia dziewica. Z wszystkim dam radę, wszystkim pokażę jak dzielnie to znoszę… a potem mały pasożyt weryfikuje to wszystko. Pod oczami wory, syfy na pysku, zmęczenie i dezaprobata, marudzenie i jęczenie, płacz, płacz… więcej płaczu, marudzenie, dezaprobata… sporadycznie inne zestawy uczuć nie koniecznie o pozytywnym wydźwięku.
Są jeszcze takie dni, w których nie jestem w stanie wstać z łóżka. Wyprawa do toalety staje się spacerem po pasie transmisyjnym – niekończącą się opowieścią o nieciekawym finale. Kontemplacja wnętrza toalety, każdego jej zakamarka, połączona z filozoficznym podejściem do warstwowego układu treści żołądkowych wraz z obstawianiem, który z posiłków uda się na wieczną banicję jako pierwszy to ostatnio moje ulubione zajęcia. Zachcianek nie posiadam, nic mi nie smakuje. Zresztą jaki sens w jedzeniu skoro… no – mówią w skrócie – jest jak jest.
Jeszcze nie odpalił
Nie odpalił mi dzisiaj samochód, czasem tak lubi. Szkoda, że głównie mnie się to zdarza. Też tak macie dziewczyny? Chłop wsiada do auta i zawsze wszystko jest ok, Ty wsiadasz, jeb – kontrolka z chłodnicy, spryskiwacz się skończył, albo zamarzł akurat, bo letni był, a dzisiaj jest mróz i Tobie nie psika. Kwintesencją jest całkowity zastój, bo w zasadzie czemu nie. Niech się morduje kobiecina, dziecko na nogach do babci wlecze w śnieżycę (te małe co nie chciało zjeść śniadania tylko wydoiło dwa wielkie kubki kawy zbożowej, najpierw rycząc z przepełnienia „boli buszek” , a potem domagając się sikania co dziesięć metrów… i ściągaj jej te gacie zakichane, ocieplane na szelkach ich mać…). Najlepiej niech baba wyruszy saniami zaprzężonymi w psa, a ja będę sobie stał i odpoczywał aż przyjdzie pan mój i wtedy mu odpalę, łaskawie… na pych… mhm…
Wydaje mi się, że ten przebiegły pojazd poluje na mnie z usterkami. Przestał się już bać skubany od czasu, gdy dwukrotnie, raz za razem przydzwoniłam we framugę bramy garażowej. Raz z prawej, raz z lewej strony pojazdu. Szczęście, że garaż jest mało awanturujący się. Nie wszystkie dni są dobre do prowadzenia dla kobiet, pocieszam się jednak – to mógł być człowiek…
Podsumowania i plany
To takie modne jest na blogach, najpierw są podsumowania roku zeszłego, a potem plany na 2019. Ciężko coś podsumować, bo z zakładką podróżniczą jestem w czarnym zadku czerwcowych wakacji. Dwie recenzje przeczytanych książek wiszą treściowo gotowe, a nie widoczne z braku odpowiednich fotek. Rok 2018 podsumuję chyba gdzieś w październiku, a moim jedynym planem na 2019 jest móc podsumować 2018 nadrabiając zaległości w robocie. Chciałabym też przeczytać w końcu ostatni tom Cherezińskiej, już mi te Łokietkowie dzieje wychodzą uszami, a do końca jeszcze trochę zostało. To tyle ode mnie, trzymajcie kciuki, żebym z dnia na dzień czuła się lepiej i mogła spokojnie wrócić do pisania.