Ruduś i Gacuś - Mecenas i Celebryta

O tym jak… rozwiązać psi problem

Trudne sąsiedztwo

Człowiek może mieć różnych sąsiadów, młodych, starych, wrednych i sympatycznych, cichych i wrzaskliwych, skrytych i ekshibicjonistów. Podzielić ich można również na ludzkich i zwierzęcych. Są małe słodkie wróbelki, motylki, kumaki i Ovis aries białe jak śnieg lub czarne jak noc. Bywa jednak, że z pewnych sąsiedztw nie jest się zadowolonym. Będzie to historia pewnej psiej mamy i jej potomstwa, opowieść o niekoniecznie chcianym sąsiedztwie, trudnym pożyciu i smutnym zakończeniu.

Psi Problem

Niedługo po naszym przyjeździe okazało się, że w stodole naprzeciwko naszego domu mieszkała suczka, suczka i jej pięć szczeniaków. Dla mnie to sytuacja nie do pomyślenia. Bezdomne zwierzęta, matka z dziećmi, w zimnej stodole? Toż to nie ludzkie, problematyczne, smutne i złe. Co tu jednak począć, być tak nie mogło przecież, że mamy tu docelowo całą psią sforę.

Gacuś
Gacuś Śpiący

Łapię za telefon i dzwonię do poprzedniczki. Pani poprzednia właścicielka nieruchomości suki się wypiera – bezpańskie to to i z litości jedynie karmione – twierdzi. No cóż, trudno, zalęgła się z młodymi – życie, ale pozostać tak nie może przecież. Szczeniaczki zaraz dorosną i będzie, pięć wałęsających się, dzikich jak matka, bezdomnych psów. Wszystko to myślałby człowiek, bez problemu do ogarnięcia. Nic bardziej mylnego! Teraz wjeżdżają piękne frazesy o pomocy zwierzętom, tak wałkowane w telewizji, czy intenretach. Równie szybko piękne wizje szczęśliwie uratowanych zwierzaków okazują się jedynie pustymi obietnicami, mrzonkami zaledwie. Cała opowieść o Miśce – jak suczkę nazwaliśmy – doprowadzi nas do połowicznego happyandu.

Schronisko

Owszem jest taka instytucja, powszechnie wszystkim wiadomo, że tam właśnie trafiać powinny bezpańskie pieski. Dzwonię więc. Jest suczka, są szczeniaki, trzeba zabrać, psy bezpańskie, pomóżcie! Pani, średnio miła, informuje mnie, że sprawę należy zgłosić na policję. Policję mówi… niech będzie i na policję. Przyjechać ma patrol, sporządzić notatkę potwierdzając fakt istnienia suki i szczeniąt. Tu już człowiek ma nadzieję, że na podstawie notatki schronisko pieski zabierze… Nic bardziej mylnego. Rzeczoną notatkę, policja ma przedłożyć w gminie, konkretnie w wydziale ochrony środowiska. Gmina ma wydać dyspozycję pojmania bezpańskiej psiej matki z przychówkiem i przekazania do schroniska. Proste? Proste.

Wydział środowiska

W dobrej wierze poję i żywię Miśkę podtrzymując jej dobrą kondycję jako matki karmiącej, oczekując jednocześnie wezwanego patrolu. Policja przyjeżdża po kilku dniach, notatkę sporządza. Hura! Z wielkim entuzjazmem dzwonię gminy. Trzeci raz referuję, w czym rzecz i pierwsze co słyszę, to czy ja – tak ja – nie zaadoptuję suki i pięciu szczeniąt. Pfffff, no to tłumaczę ładnie i grzecznie, chociaż ciśnienie mi z lekka podskoczyło – zaadoptuje dwa szczeniaki, bo i tak chcieliśmy jeszcze jednego psa, ale suki i trzech kolejnych nie wezmę, bo ja schroniska nie otwieram. Pani bardzo przykro w takim razie, bo gmina chętnie mi dofinansuje sterylizację, gdybym jednak się namyśliła i zwierzaki przyjęła. Pyta mnie także, z jakiego adresu dzwonię, psi problem wygląda na prawie rozwiązany. Nic bardziej mylnego!

Bezpańska suka nie bezpańska

Małe miejscowości charakteryzują się tym, że wszyscy się tu znają, i wiedzą o sobie dużo więcej niż można by się nawet domyślać. Odbieram telefon z gminy i dowiaduję się, że pies przecież nie jest bezpański. Należy do poprzedniej właścicielki mojego domu i ona zgodnie z prawem jest zobowiązana psa wraz ze szczeniakami zabrać. Ha, niespodzianka. Pani z gminy zgłasza właśnie policji, że pies został porzucony, co zagrożone jest karą więzienia w wysokości do lat trzech. Tu cię mam zła kobieto, wiem teraz do kogo uderzać. Dzwonię do Pani od domu, pani psa się wypiera, nie jej i koniec.

Rudy na zielonej łące
Rudy Celebryta

No i szlak by trafiła całą tę szopkę, psi problem staje się jakimś węzłem gordyjskim. Po paru dniach ponownie pojawia się policjant, chodzi sobie bidulka po sąsiadach i przeprowadza wywiad lokalny na okoliczność bezpańskiej psiny. Faktycznie, sąsiedzi zgodnie twierdzą, że pies należy do poprzedniej właścicielki, opowiadają zawiłą historię życia tegoż psa, czy tam też tej naszej onej, jej niewątpliwych powiązań z byłą dziewczyną syna czy też syna samego w sobie oraz jakiejś trudnej miłości całej rzeczonej trójki. Zaopatrzeni w niezbędną wiedzę policjanci wszczynają postępowanie odszukania właściciela. W tym celu od początków kwietnia do dnia najprawdopodobniej dzisiejszego wypytują o miejsce jej pobytu okolicznych mieszkańców, którzy deklaratywnie nie znają takowego, a faktycznie doskonale wiedzą, gdzie mniej więcej aktualnie mieszka.

Raz!

Raz tylko udało mi się do poprzedniej właścicielki dodzwonić. Raz tylko udało mi się ją nastraszyć policyjnymi poszukiwaniami. Tylko raz udało mi się wspomnianą Panią przymusić do zabrania suczki i trzech pozostałych piesków. Raz, ten jeden raz myślałam, że psi problem został rozwiązany. Pomyliłam się raz… kolejny. Miśka po trzech dniach wróciła z bardzo sfatygowanym i zabłoconym futrem. Szczeniaki zaś przepadły gdzieś i nawet wolę nie myśleć co się tak naprawdę mogło z nimi stać. Wiecie, dużo tu u nas cieków wodnych…

W kropce

Powrócona na ojczyzny łono suka marnotrawna wyła mi pod oknem, szczekała czasem całymi nocami, drapała po drzwiach. Wiedziała franca, że w domu siedzi mały Gacuś i Rudolf zwani dalej, Gacą i Rudim, a dla przyjaciół Mecenasem i Celebrytą. Choć oddać jej muszę, że z czasem nocne zamieszanie robiła coraz rzadziej. Przyszło lato i miała widać lepsze zajęcia jako pies samowystarczalny i polujący. Moich piesków nie mogłam puścić, żeby pobiegały, bo mi uciekały do tej cholernej suki, a ogrodzenie będziemy naprawiać dopiero… kij wie kiedy, są teraz ważniejsze sprawy.

Gacuś zamyślony
Gaca w Londynie z Buchami się sąsiedzi. Lżej się tam halucynuje, nikt go tam nie śledzi.

Schodziły się też do Miśki wszelkie burki wiejskie, małe i duże, groźne i nie groźne, a cel ich wizyt był wielce matrymonialny. Groźba kolejnej tury szczeniaków, równie bezpańskich i zdziczałych jak matka stawała się coraz bardziej realna. Coraz bardziej – dwa, może pięć, a może aż dwanaście szczeniaków – sapało mi na szyję. Pętla nierozwiązanego psiego problemu zaciskała się mocniej i mocniej. Najgorszym absztyfikantem okazał się nie wielki, szpetny czarny kundel, a pewien agresywny York, z którym trudną walkę na szczęki i mopa stoczyła moja teściowa.

W akcie desperacji i rozpaczy

Dzwonię ponownie do schroniska. Opowiadam kolejny raz całą historię. Dla odmiany dowiaduję się, że schronisko przyjmie ode mnie całą tą psią czelotę, jeśli zapłacę za pobyt psiej rodziny 2 400 PLN. Łaskawcy i tak idą mi na rękę, bo normalnie, od gminy, wzięliby 2400 za sukę i po 500 za szczeniaka. Tu jest pies pogrzebany, mógłby być. Nagle coś przychodzi mi do głowy. Te wpisy na fejsie jak to jakiś zwyrodnialec pod bramę schroniska podrzuca psa, albo karton ze szczeniakami i sukę, robi to nocą i ucieka. Przestaje mnie dziwić takie zachowanie.

Rudolf odpoczywa
Rudolf przysypiający

Niestety okazuje się, że znalezionego psa nie da się pozbyć, co więcej, zgodnie z prawem to na znalazcy ciąży obowiązek odnalezienia ewentualnego właściciela znalezionego zwierzęcia. Kiedy już przywleczemy do domu zgubę, możemy czuć się szczęśliwymi posiadaczami nowego zwierzaka. Powołane do pomocy w tych sprawach instytucje bardzo szybko umyją rączki. No, chyba że psa wcześniej zmaltretowano. Łańcuch miał za krótki, brakowało wody w misce, zajął się ogniem, czy może nie nadążył za samochodem, przez co przewleczono go przez pół wsi. Wtedy to by się zaczęło – zza krzaków wyskoczyliby obrońcy praw zwierząt, schroniska, policje, gminy, sądy i telewizja, która roztrąbiłaby po całej Polsce jak to się katuje i krzywdzi braci naszych mniejszych.

Czyli co? Wychodzi na to, że miałam tę sukę ciemiężyć, żeby mi ją zabrali? Ciemiężyć, głodzić i rzucać kamieniami, grzać w jej stronę z łuku, truć, a wszystko to nagrywać i publikować na blogu. A ja czekam. Czekam jak głupia pokornie, aż mi dziecko pogryzie, ona, któreś z nowych szczeniąt czy wpadający z wizytą psi absztyfikant.

Wszystko to na odwrót

Ja to wszystko rozumiem, jest pies, ktoś się go wypiera, pies zostaje porzucony. No to, czemu cholera schronisko nie zabiera psa! Nie wzywa policji, nie nakazuje policji ustalenia właściciela i po ustaleniu takowego obciąża go kosztami pobytu psa w placówce. Tyle i aż tyle, żeby rozwiązać psi problem. Wpędza się za to psa w wielomiesięczną lub dożywotnią bezdomność, a mieszkańców w problemy ze sforą bezpańskich kundli. O Kundlach tych potem w wiadomościach powiedzą, że kogoś pogryzły – najlepiej małą pyzatą dziewczynkę o złotych warkoczykach – i jak to duży jest problem bezdomności zwierząt – szczególnie na wsiach. Kolejny przykład sytuacji, w której nasz dzielny socjalistyczny rząd walczy z problemami, które sam stwarza.

Sprawiedliwości

Żeby sprawiedliwości stało się zadość. Mam ogromny żal do powołanej w obronie zwierzaków instytucji, jaką jest Funacja Pod Psią Gwiazdą, pozostaliście bowiem obojętni na los czterech psów, przyjmując w tym samym czasie psiaki z Białorusi czy innej Ukrainy (darujcie nie pamiętam dobrze) jakby tam nie było fundacji wam podobnych, może równie obojętnych w tamtej chwili na pieskie żywoty.

Bokobrody, pekaesy Gacusia
Zniewalające bokobrody Mecenasa Gacy

Z przykrością zawiadamiam, że psi problem rozwiązał się sam. Miśki już nie ma wśród nas. Najpierw kulała na łapkę, ale nie umieliśmy jej pomóc, nie dała się złapać, nigdy nam nie zaufała. Nagle zniknęła, może wpadła pod auto, a może przegrała walkę z konkurującym o zdobycz lisem. Może zachorowała i nie była w stanie więcej przychodzić po jedzenie, ani polować. Może miała jeszcze szanse na nowy lepszy los, na nowy dom, na oswojenie się z ludźmi, a może zginęła tak jak żyła – wolna, z wiatrem rozwiewającym sierść, z poranną rosą na łapkach, na łąkach, które ukochała. Daj Boże, że było właśnie tak.

Wzruszyliście się?

Ja tak, popłakałam się na własnym wpisie. Niepotrzebnie. Wczoraj rzeczona wcześniej Miśka, przebiegła pędem razem z kolegą, mężem, partnerem, konkubentem, nie wnikam co ich łączy – wielkim czarnym kundliskem – przez nasze podwórko. Jest cała i zdrowa, mam tylko nadzieję, że znajdzie lepszy lokal dla swojego przychówku niż stodoła z naprzeciwka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *