Patrz bocian… uratowani!!!
Jestem ojcem raczej w typie Jonesa Seniora. Lubię tak o sobie myśleć. Czekam, aż moje dzieci staną się dorosłe. Może nie całkiem dorosłe, ale doroślejsze. Nie chodzi o to, że dzieci w wieku dziecięcym są nieciekawe. Bardzo miło patrzeć jak dziecko dorasta, jak popełnia dziecięce gafy i patrzy na świat świeżym, nieskażonym umysłem. To ciekawe. Ciekawe, ale głównie dla matki. Mnie kusi tłumaczenie świata na wyższym levelu. Broń Boże nie chcę tu niczego wartościować. Rola matki jest nie do przecenienia. Jednak to nie to, co mnie w roli ojca pociąga. Ja chcę mieć partnerki do rozmów o istocie życia, o filozofii, o Bogu, o fizyce kwantowej i Wielkiej Lechii. I dlatego czasami na siłę próbuję moją starszą córkę podciągnąć do takich tematów. Wydaje się wtedy, że słucha, rozumie, próbuje nadążyć… a potem bach! I pada wielce filozoficzne pytanie “tato, a jak swoje dzieci robi bocian?”. Dziesięć lat to za mało na rozmowy o sensie życia.