Na plaży basenu w Domu Zdrojowym spotkałem księżniczkę ekranów polskich – Elżbietę Barszczewską. Opalona >>na brąz<< twarz, ciemne okulary i kształtna sylwetka.
– Witam Panią na ziemi polskiej, bowiem słyszałem, że spędziła pani swój urlop poza granicami naszego kraju.
– Owszem, urządziłam sobie wspaniałą wycieczkę wzdłuż brzegów Europy i nawet >>zahaczyłam<< o Azję. Obecnie jak Pan widzi, wypoczywam z dala od ludzi po trudach podróży. Za parę dni wracam do Warszawy, do pracy.
– W jakich filmach ujrzymy panią w nadchodzącym sezonie?
– Kończę zdjęcia do filmu >>Nad Niemnem<<, który, jak sądzę, powinien ukazać się we wrześniu i natychmiast przystępując do >>Iwonki<<, grając jednocześnie w teatrze(…)7.
Prace przy Nad Niemnem rzeczywiście zakończono przed wrześniem. Film był, podobno, arcydziełem. Został dobrze ukryty gdzieś na Żoliborzu na czas nalotów nad Warszawą. Do tej pory go nie odnaleziono, bo osoby zabezpieczające >>taśmę matkę<< zginęły w powstaniu warszawski.
7A. Ungurian, Pieśni ziemi huculskiej, >>Kino<< nr 29 z 15 lipca 1939, s.14″
ANNA LISIECKA – WAKACJE 1939
Wakacje Lisieckiej dobiegają końca. Będzie jeszcze jedno cytatowe znalezisko, a potem już tylko recenzja. A teraz taka mała refleksja, co z tą Polską, co z naszą historią. Czytając Wakacje 1939, doszło do mnie, że my nikogo nie znamy prócz władców, królów, polityków, działaczy społecznych. Z drugiej strony sytuacje ratuje Język Polski dołączając to historii pisarzy i poetów, może muzyka dorzuci jakieś pięć groszy, może plastyka. Chociaż w czasach mojej nauki muzyki i plastyki, zaczęło się od Hymnu i malarstwa czarnofigurowego i w zasadzie na tym skończyło, jeśli chodzi o jakąś szerszą znajomość ludzi muzyki i sztuki. W pamięci pozostali tylko ci królowie i poeci. Znajomość reszty zawdzięczam własnej ciekawości świata i pociągu do kulturoznawstwa.
Gdzie się podziała polska przedwojenna kultura?
Kto to cholera jest Barszczewska, Loda Halama, Jerzy Czaplicki? Teraz już wiem, tylko czy ktoś ich pamięta? Od biedy znamy Kiepurę — z nazwiska — Hankę Ordonównę — tak, była taka śpiewaczka — ale czy ktoś wie, że była ona swego czasu gwiazdą występującą na scenach w Atenach, Bejrucie, Damaszku, Jerozolimie, Tel Awiwie, Kairze, Rydze, Stanach Zjednoczonych, Paryżu, Berlinie i w Wiedniu. Trochę taka polska Marlena Dietrich, o której niewielu z mojego pokolenia pamięta. Eugeniusza Bodo znają ci, co widzieli serial w TVP, a Mieczysława Fogga z filmu Chłopaki nie Płaczą, filmu, w którym zachwala go koleś o ksywie Bolec. Paradoksalnie wszyscy pewnie kojarzą Sinatrę, Armstronga, Gretę Garbo, Edith Piaf, Chaplina, Disneya, Astaira, nawet Ala Capone. Jakby Polska nie miała własnej kultury, jakby wszyscy ci ludzie zaginęli gdzieś na Żoliborzu jak taśma matka z filmem Nad Niemnem. Mamy za to Zenka Martyniuka i nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy słyszę, że do kin wchodzi film o nim, o „gwieździe” Disco Polo. Kto to w ogóle jest Zenek Martyniuk? Kto może się interesować jego życiorysem? Albo inaczej: czy jego życie może się równać życiu Hanki Ordonówny opiekującej się w czasie wojny osieroconymi dziećmi polskich wygnańców, o zesłaniu do łagru nie wspomnę?