Zawsze na Boboszów
Boboszów, Boboszów taka miejscowość, taka nazwa. Śmieszna trochę, może trochę nie. Bankowo nie tak jak przykładowo Żyglin albo Murzynowo, ale zabawna, mnie bawi. Jest też ważna dla mnie, kiedy tłumaczę jak dojechać do mojego domu (oczywiście, gdyby nagle spadły wszystkie satelity i przestała działać nawigacja) mówię, że gdy tylko pojawią się znaki na Boboszów, to trzeba jechać na Boboszów aż się dojedzie do Śnieżnej Panienki, o której jeszcze będzie okazja napisać jest bowiem jedną z baz wypadowych do robienia zdjęć zachodów słońca. Czemu wspominam o Boboszowie? Ano, jest tam przejście graniczne z Czechami, za przejściem Czeska miejscowość Kraliki, a w Kralikach — Hora Matky Boží, o której słów parę, a bardziej odczuć chciałam przekazać.
Czechy – kraj zamkniętych kościołów
Mieszkamy sobie w Polsce, kraju katolickim. Cóż to jednak znaczy? Z historycznego punktu widzenia i architektonicznie wizualnego stwierdzić można, że każda miejscowość swój kościół ma. Jest rynek, jest kościół — zawsze. Sytuacja normalna, nikogo to nie dziwi. Przyzwyczajeni jesteśmy. Jest jednak coś więcej, tu u nas kościoły są otwarte, nawet jeśli zamknięte, co osobiście uważam za idiotyzm, zaraz za drzwiami mamy kratę przez którą można przynajmniej zobaczyć wnętrze. Zawsze można też wpaść i zwiedzić kościół przed czy po mszy, które odbywają się minimum raz dziennie.
U naszych Czeskich sąsiadów, kościoły, jeśli oczywiście nadal odgrywają swoją pierwotną rolę, a nie są jakimś magazynem, pozostają zamknięte. Zamknięte do tego stopnia, że jedna jedyna msza odbywa się tam przykładowo — w ostatnią niedzielę miesiąca. Tyle i aż tyle. Mimo że z katolicyzmem od dłuższego czasu nie jest mi po drodze fakt braku dostępu do miejsc, chociażby architektonicznie ciekawych mnie zasmuca. Nachodzi mnie nawet myśl taka, że Polska w pewnym stopniu, zupełnie nieświadomie stanowi perełkę w dostępie do architektury i sztuki sakralnej.
Hora Matky Boží
Przybyliśmy, zaparkowaliśmy i wyruszyliśmy. Odczucie moje było jednak dziwne. Trochę jakby odwiedzić Częstochowę i nie spotkać nikogo. Nawet pół pielgrzyma. Za dostawionym przy wejściu stołem Pani sprzedająca bilety umożliwiające zwiedzanie. Miejsce wymarłe, opustoszałe, nostalgiczne i smutne o zapomnianym przeznaczeniu. Jak suszarka do włosów dla łysego. Wikipedia powiada, że jest tutaj, w tym ogromnym budynku, jedynie jeden pełniący posługę ksiądz. Tylko on jeden pozostał, tylko on jeden wie do czego służyły kiedyś te mury.
Łysa góra
Owszem, kiedyś jeszcze przed czasami, które uważać możemy za swoje wzniesienie to było miejscem spotkań ku czci przedchrześcijańskich bogów. W zasadzie takim pozostało, zamieniając jakąś Astarte na Maryję, rzekomo matkę Jezusa. Wierni, własnymi rękami znosili materiał do budowy świątyni. I budowali. Zbudowali, rozbudowali, stworzyli budynek, kompleks. W budynku tym zamknęli obraz, specjalną windą transportowany i wystawiany ku uciesze wyznawców. Obraz, którego nie pamiętam, który najprawdopodobniej zignorowałam odwiedzając to miejsce. Miejsce, w którym czechosłowacka komuna więziła zakonników i zakonnice otaczając ich wiarę kolczastym drutem. Przyszła odwilż, a oni utknęli jeszcze na jakiś czas stopniowo opuszczając klasztor aby w 2009 pozostawiać tylko jednego, wspomnianego wcześniej księdza. Przedziwna historia świętego dla katolików miejsca, swego czasu popularnego wśród czeskiej ludności jak nasza Częstochowa. Myślę, obserwując postępowanie kościoła katolickiego w Polsce, słuchając i śledząc poczynania Watykanu i papieża Franciszka, że Częstochowę czeka ten sam los.
Hora Matky Boží to też przedziwne schody
Na środeczku w całkiem ładnym budyneczku z 1710 roku zobaczyć można schody. Schody stanowiące replikę schodów, którymi kroczył Jezus przed oblicze Piłata. Schody ozdobione barokowymi rzeźbami, schody, którymi wchodzi się na kolanach, schody, z których nie odważyliśmy się skorzystać nawet w zwykły sposób. Fascynujące i odstręczające fanatyzmem zarazem. Dziwne, kiedyś pewnie oblegane, dzisiaj zapomniane. A w głowie Częstochowa i ludzie na kolanach przesuwający się pod obrazem czarnej madonny, ludzie błagających o łaskę, tylko kogo?