– Paskudo, ta kawa Ci się studzi! – wołam z kuchni w stronę pieczary nastolatki
– Paskudo, ta kawa Ci się nudzi! – powtarza Badzia, która ukończywszy dwa lata i trzy miesiące dopiero teraz opanowała, jeszcze dość niewyraźnie, tajniki mowy.
Okresowo pojawiają się w czeluściach parentingowego (takie z angielska brzmiące słowo, jak wiadomo, nasza ojczysta mowa jest zbyt uboga, aby z niej korzystać) internetu różne rozkminy, kiedy dzieci zaczynają mówić. Czy aby nie zbyt późno? Z moich obserwacji wynika, że dzieci z reguły w końcu uczą się mówić i nic nie jest w stanie ich przed tym powstrzymać. Niestety z procesem nauki mowy u latorośli uruchamia się również pewien proces u rodzica. Bardzo szybko rozpierająca duma zmienia się w dezaprobatę, potem w szaleństwo, rządzę odpalenia piekarnika, bo przecież jeśli wejdzie do okna życia to i w piekarniku się zmieści, żeby w efekcie wytworzyć w nas umiejętność o nazwie – odetnij wszystkie zmysły.
Drogi są dwie
Piszę oczywiście z własnych obserwacji. Pula badanych dzieci wynosi cztery. Badanie jest więc kompletnie niemiarodajne, być może mijające się również z naukowymi mądrościami dotyczącymi wychowania, które to mądrości dzieci i ja mają w du…żym poważaniu. Wnioski z badania mam następujące. Dzieci dzielą się na dwie grupy. W grupie pierwszej, mamy te maluchy, które w wieku jedenastu miesięcy potrafiły biegać jak mały perszing, a zasób ich słownictwa w wieku niespełna dwóch lat ograniczał się, przy dobrych wiatrach, do – mama, tata, nie i daj, lub do kompletnego milczenia, bo mleko zawsze było, więc po co się miało dziecko odzywać. W drugiej grupie mamy dzieci, które ledwo potrafiły siedzieć w wieku jedenastu miesięcy, za to zasuwały całymi zdaniami tak, że kopara człowiekowi opadała. Do pierwszej grupy zaliczamy Paskudę lat 14, Nasturcję lat 6 i Dziabę lat 2. Do grupy drugiej Pucha lat 3.
Nie ma zmartwienia
Jeśli więc wasze dzieci, dziarsko grzebiąc łopatką w piaskownicy, nie potrafią wydusić z siebie żadnego najmniejszego dźwięku do współgrzebiących maluszków, nie martwcie się, w efekcie i tak was prędzej czy później zagadają.
Rodzice z grupy pierwszej, wrzućcie na luz, przestańcie szukać pomocy w podręcznikach i na necie. Popatrzcie na swoją pociechę, spójrzcie jej głęboko w oczy i zastanówcie się czy aby na pewno są wam potrzebę do szczęścia komunikaty w stylu: mamo, ty się w ogóle nie kąpiesz, albo: mamo kot zesrał mi się pod łóżkiem, czy może: boonamnieuderzyłaajajejoddałamboonamnieobrażaimówiżejestładniejszaażejaniejestmijajądenerwójęi terazpłaczemy!!!!! Hm? Jeśli jesteś rodzicem dziecka z drugiej grupy, to w zasadzie już masz przerąbane. I tutaj wchodzi ten mem:
Proście kochani o ciszę, zamiast szukać wiedzy o tym, kiedy dzieci zaczynają mówić. Niestety bardzo długo uczą się one milczeć. Jeśli myślicie, że dzieci mające rodzeństwo mówią mniej do rodzica, od razu uprzedzam – NIE! Mają też ciągłą potrzebę autoryzacji swoich spostrzeżeń i potrafią gnębić człowieka, póki nie wycedzi, z tym dziwnym wykrzywieniem twarzy w niby to uśmiech, a jednak coś gorszego – tak kochanie masz rację, widzę, rozumiem, ok, a w myślach nie doda w języku mordoru – kur@#$%^* ty mała podstępna zarazo, nie musisz siedemset pięćdziesiąty ósmy raz powtarzać, słyszałam już za pierwszym!