Już nigdy!
Potwierdzam — ani w podstawówce, ani teraz — powieść o przygodach pewnego małoletniego Tomasza mnie nie wciągnęła, nie zachwyciła, nie zainteresowała i ogólnie ciekawsze było nawet to jak Ginter importował zboże, kabaretu Mumio. Cieszę się niewymownie, że więcej już nigdy — NIGDY! – nie będę musiała mierzyć się z tą opowieścią.
Zaczęło się od mszy
Jeśli Pan Twain chciał oddać faktyczne odczucia starszego dziecka związane z uczestnictwem w mszy to wyjątkowo mu się udało. Wlazł tym samym w niedzielnym obuwiu w moje bardzo przykre wspomnienia. Niestety, jak i Tomka zmuszano mnie w pewnym wieku, w którym coraz mniej w człowieku naiwności, do niedzielnego uczestnictwa w tych nieopisanych pokładach nudy, jednakowości i straty czasu. Z tej też przyczyny jako licealistka odwróciłam się od katolicyzmu z wielkim hukiem. (Swoją drogą nauczana wtedy przez księdza, który tak intensywnie pocieszał jedną ze swoich uczennic po rozstaniu z chłopakiem, że zmajstrował jej tym pocieszaniem bliźniaki). Rozpoczęłam więc swą drogę ku Jezusowi od nienawiści do instytucji zwanej kościołem. Młodość jak wiadomo radykalizuje poglądy, czasem niewyobrażalnie wręcz, generując chęć do pisania po kościołach zaangażowanych haseł pełnych… no, zaangażowanych epitetów. Uffff, dobrze, że niewiele było w mej duszy wandala. W zasadzie wdzięczna powinnam być rodzicom za ten przymus, był on dla mnie przyczółkiem do prawdziwego nawrócenia, o czym kiedyś jeszcze Wam opowiem, a na co jeszcze nie jestem gotowa. Dziękuję w takim razie drodzy rodzice. Wybaczcie tę małą dygresję i powrót do dzieciństwa, nie moja to jednak wina, że takież wspomnienia uruchomiła w mej głowie powieść Twaina.
Protestanci w lekturach
Tkwiąc dalej w religijnym klimacie zauważam takie ciekawe zjawisko. W przypadku szkolnego omawiania Ani z Zielonego Wzgórza, czy też Tomka, nauczyciele kompletnie nie uświadamiają młodych czytelników, że bohaterowie z ich książek to nie są katolicy. Czy to nieważny szczegół? Ależ bardzo ważny, ponieważ wpływa na mentalność bohaterów, ich światopogląd, podejście do życia. Kiedy katolickie dzieci uczą się modlitw z katechizmu czy skarbczyka na oczy oglądając Pismo Święte jedynie na kościelnej ambonie, Tomek Sawyer uczy się fragmentów Pisma właśnie. Ma nawet na tym polu pewnego rodzaju sukcesy. Ma tym samym kontakt ze źródłem wiary od dziecka, w dorosłym życiu może z tegoż źródła zaczerpnąć lub je odrzucić. Ja, musiałam najpierw odrzucić bezużyteczne, klepane tępo modlitwy, wściec się, obrazić, załamać po czym odszukać Pismo Święte w domu, przeczytać zdecydowanie od końca czyli od Ewangelii, zrozumieć i uwierzyć. To stanowi niebywałą różnicę w myśleniu, a mimo to jest pomijane w opracowaniach, co przykre ponieważ czytanie właśnie poszerzać ma horyzonty, zapoznawać czytelników z innymi kulturami, a nie ograniczać powieści do: opisz charakterystykę wybranej postaci. Czasem tracę nadzieję, że ten skostniały, pruski model nauczania kiedykolwiek zostanie zmieniony. Nawet kiedy pojawiają się na liście lektur nowe ciekawsze pozycje nauczyciele i tak pozostają przy starych trupach pokroju Pinokia.
Zaczęło się od kościelnej nudy
Potem przyszedł czas na szkolną nudę, miłosną nudę, nudę ucieczkową, aby wreszcie na końcu odrobinę zelżeć przeradzając się na moment w jaskiniowe zainteresowanie z nieprawdopodobnie niemożliwym zakończeniem. Gdzieś w powieści Przygody Tomka Sawyera zawarty jest obraz Ameryki drugiej połowy XIX wieku. Na tym może należy się skupić, nie na przygodach wyjątkowo wrednego, zadufanego, nieznośnego bachora, jakim był Tomek. Z uczepionym siebie Huckiem, synem pijaka, bezdomnym, sypiającym w pustej beczce chłopakiem, który nie miał nic oprócz łachmanów na grzbiecie.
Niestety, na tym kompletnie się nie skupiłam, bo jakby tak realia są mi znane – to raz – a dwa – jakoś tak nieszczególnie było to wyeksponowane. Niewolnictwo objawiało się w gdzieś tam udającym się po wodę osobniku, ale gdyby nie mieć świadomości istniejącego w tamtym czasie wyzysku czarnych można by się nawet nie zorientować, w czym rzecz. Tak sobie myślę — bezczeszczenie grobów w celach pozyskiwania zwłok połączone z mordowaniem, napadanie na wdowy i soczyste opisy ich ewentualnego patroszenia, egzekucje przez powieszenie, poszukiwania skarbów i szwendanie się po ciemnych pieczarach to zaiste odpowiednie tło epokowe dla jedenastolatków. Zasięgnęłam języka u latorośli i dowiaduję się, że nauczycielka tła historycznego również nie nakreśla, nie wyjaśnia zagadnienia niewolnictwa czy przyczyn rozkopywania mogił skupiając się jedynie na charakterystyce postaci. Uwielbiam szkołę, serio.
Lewaki nie czytajo
Drodzy rodzice z tej drugiej strony barykady. Ci, co to drżą tylko na wspomnienie o klapsie, boją się przemocy w każdej formie. Którzy uważają, że straszenie Mikołajem ryje dziecku beret na całe dorosłe życie. Ci, co obsesyjnie chronią, dbają o higienę, asekurują dzieci na drabinkach, zakładają kaski i ochraniacze. Nie czekajcie dłużej, musicie oprotestować tę książkę, póki jeszcze nie skrzywdziła waszych pociech swym zbytnim realizmem, zaściankowym podejściem do wychowania i nadmierną religijnością.