Trochę czasu już upłynęło, odkąd pożegnałyśmy pewną małą dziewczynkę. Mimo tego czasowego oddalania się mam ją ciągle w pamięci. Nieoczekiwanie wraca do mnie, puka gdzieś w środek czaszki i nieśmiało pyta, czy jeszcze o niej, chociaż troszkę pamiętam. Muszę wtedy odpowiedzieć: Ty nie masz dobrze w głowie Madika! Ciebie przecież nie można zapomnieć.
Przygody Madiki z Czerwcowego Wzgórza
Na dziecięcych powieściach obyczajowych Astrid Lindgren chyba nie można się zawieść. Z każdą kolejną przeczytaną stroną przywołuje ona świat swojego dzieciństwa w tak doskonałej i prawdziwej formie, że czuje się każdym swoim najmniejszym nerwem chęć znalezienia się w jej opowieści. Lubię sobie wyobrażać, że autorka wspomina sytuacje ze swojego dzieciństwa, dzięki temu wszystko jest takie namacalne i realne. Pierwowzorem postaci Madiki była zresztą przyjaciółka autorki – Anne-Marie Ingeström. Obydwie urodziły się w 1907 roku i pewnie jak każdy z nas, z łezką w oku, wspominały swoje dzieciństwo.
Madika, a właściwie Margareta
Nasza mała bohaterka ma siedem lat, gdzieś daleko toczy się wielka wojna, ale to jej na szczęście wcale nie dotyka, nie burzy dziecięcej niewiedzy i naiwności. Nie przeszkadza w codziennych zabawach z młodszą o trzy lata siostrzyczką Lisabet. Jeden rok beztroskiego życia małych dziewczynek opisany na 445 stronach powieści -Przygody Madiki z Czerwcowego Wzgórza.
Na pierwszym planie przezabawne szaleństwa dwóch małych dziewczynek, a w tle – obyczaje, stroje, wnętrza, ale nie tylko. Są też i ludzkie dramaty. Nie boi się Astrid Lindgren, w książce dla dzieci, poruszać problemów ludzi dorosłych. Opowiada o sąsiedzie alkoholiku, o niebezpiecznym wariacie grasującym po miasteczku. Pisze nawet o nachalnej bolączce pozytywizmu – niemożności wejścia ubogiej dziewczyny do wyższych sfer. Wszystko to jest świat, który już przecież nie istnieje, a moje dziewczynki nie zauważyły różnicy. Nie zdziwił ich brak telewizora, telefonów, podróże powozami, fakt posiadania służącej. Razem ze mną, z zapartym tchem, oczekiwały kolejnego szalonego wybryku Madiki. Czy to znaczy, że udaje nam się choć trochę ocalić nasze córki od tego zła, które ze świata wyciąga łapska po ich niewinne dusze? Mam taką nadzieję.
Kiedyś to było
Jakże inaczej chowały się dzieci w tamtych latach. Całe dnie przesiadywały na dworze, same eksplorowały okolicę, chodziły po drzewach i dachach, jeździły na łyżwach po zamarzniętej rzece. Nikt z dorosłych ciągle ich nie pilnował, nikt nie sprawował stałej kontroli, zresztą nie było też takiej potrzeby. Zasady były proste i jasno określone, mama z tatą gniewali się, kiedy ktoś zrobił coś głupiego, trzeba było wtedy liczyć się z konsekwencjami swoich postępków. Współczesna mania bezpieczeństwa tworząca już z małego dziecka niewolnika strachu rodzica, kontra świat niebywałej swobody, ale i odpowiedzialności nie tylko za siebie samego.
Tęskno mi do tej dawnej normalności, bez ideologicznego skrzywienia współczesności, w której dewiacja stała się normą, a norma dewiacją. Żyjemy w czasach monitora używanego jako rodzica zastępczego, z tego monitora wyłazi zło i po kawałku obżera nasze dzieci tworząc egoistyczne, bezduszne, łatwowierne i głupie ogryzki dorosłych. Choć czasem tak trudno zrezygnować z tego ułatwiającego życie narzędzia, starajmy się walczyć z pokusą wygodnictwa. Ja wiem, że to trudne, że nie wychodzi, że często trudno wytrzymać z sobą samym, a co dopiero z rozwrzeszczanym, paskudnym, małym, uciążliwym, denerwującym, poczwórnym… się zapędziłam. Starajmy się w każdym razie, mimo upadków i obitej zmęczeniem podkrążonych oczu twarzy.
Przed rewolucją obyczajową
Przygody Madiki z Czerwcowego Wzgórza to powieść wydana w latach sześćdziesiątych w Szwecji. Szwecji, która aktualnie tak daleko odjechała od normalności, tej w swej konserwatywnej formie, że nie ma chyba już stamtąd powrotu. Rzadkością jest książka, w której pisze się o wartościach chrześcijańskich, o potrzebie codziennej modlitwy, w której dzieci znają biblijne historie. Przypowieści są dla nich ciekawe i ważne. Madika i Lisabet bawią się w Józefa wrzuconego do studni. Nie przeszkadza w tym nawet fakt, że ich tata jest lewicującym dziennikarzem, który to czasem przemyca jakieś hasła o równości obywateli, biedzie i dostępie do służby zdrowia. Ciekawe, że o możliwości wyboru płci czy orientacji seksualnej jakoś nie wspomina. To jeszcze nie ten etap historii. Ciekawe czy byłby zdziwiony, gdyby dowiedział się, że środowisko, z którego się wywodzi, za 120 lat dążyć będzie do zniszczenia rodziny takiej jak jego?
Polecam
Naprawdę polecam mądrym rodzicom historię Madiki. Uważam, że jest to bezpieczna opowieść bez chorych lewackich pomysłów. Przekazuje dziecku dobre wartości, opisuje pełną kochającą się rodzinę, w której każdy ma swoje miejsce. Mama i tata są największymi autorytetami dla swoich dzieci, tworzą bezpieczny dom, uczą życia. Tłumaczą świat nie bojąc się mierzyć z bardzo trudnymi dla dzieci zagadnieniami. Powieść można wykorzystać jako podłoże pod rozmowy o różnicach i podobieństwach między naszym życiem a życiem w dawnych czasach. A jeśli nie masz pomysłu na wnikliwe rozkminy o ogromie zepsucia współczesnego świata albo twoje dziecko patrzy na Ciebie jak na wariata, kiedy nakreślasz mu społeczną problematykę walki klas, to po prostu możesz się super rozerwać w trakcie lektury i nie nudzić będąc dorosłym już czytelnikiem.
A, ilustracje są zjawiskowe. Wiem też, że ja sobie te czasy idealizuję, kiedy mi pasuje jestem trochę bardziej jak mala dziewczynka i nie dopuszczam do głosu tych myśli, które gdzieś tam z tyłu głowy szepczą: wojna, śmierć, głód, polityka, druga wojna, śmierć, głód, więcej polityki, odczuwalne dotąd konsekwencje tego ogólnoświatowego bajzlu. Nie miejcie mnie za ignorantkę, po prostu myślę, że to nie musiało się tak smutno skończyć, ale to już temat na zupełnie inne rozważania.