Przychodzi taka forma życia, którą samemu sobie człowiek sprokurował. W niemałym trudzie wypchał tego arbuza przez cytrynę. Po wielu domniemaniach, dziwnych rymowankach w efekcie kłótniach – NAZWAŁ.
Przychodzi i powiada:
– Mamo! Chciałabym być Marleną!