Co mi się stało, że tak mi się stało
Myślę. Szukam odpowiedzi. Jednej przyczyny znaleźć nie potrafię. Zamiłowanie do cmentarzy to rzecz, w mojej głowie, wielce skomplikowana, a jej przyczyny pojawiły się już we wczesnym dzieciństwie. Pamiętam, kiedy zmarła moja Prababcia, na kero wszyjscy godali Oma, miałam wtedy pięć lat i to był mój pierwszy świadomy pogrzeb w życiu. Choć kompletnie nie rozumiałam co tak naprawdę się dzieje, to jej właśnie odejście było pierwszym krokiem do zrodzenia się fascynacji miejscami pochówku.
Bóg nasz Bogiem żywych
Przechodząc koło cmentarza już z Babcią zawsze wchodziłyśmy odwiedzić Oma i Ciotka Tina z grobu obok. Lubiłam te częste wyprawy, odpalanie znicza, sadzenie studentek, bratków. Te nerwy, kiedy ledwo posadzone kwiaty ukradli, czasem z całą donicą. Lubiłam jesienne przedzieranie się przez pożółkłe liście, gdy przed wszystkimi świętymi wędrowało się z wiadrem, szmatą i płynem grób umyć i przyozdobić.
Teraz traktuję cmentarz jedynie jako przechowalnię naszych śpiących oczekujących, a znicze zapalam nie dla nich, a dla tych żywych, którzy pozostali, którzy chcą wiedzieć, że i oni będą mogli dospać w bezpiecznym, estetycznym miejscu i ktoś o to miejsce zadba. Osobiście nie odczuwam potrzeby posiadania grobu, no chyba jedynie, żeby zamieścić jakieś uszczypliwe lub żartobliwe epitafium i fotkę na porcelanie, koniecznie z młodości, a co. Na wypadek zmartwychwstania w tym, w czym nas chowali poproszę też o trampki, nie będę się mordować w kolejkach do Pana w butach na obcasach (dodałabym, po moim trupie… ale to chyba nie zabrzmi dobrze, to, że mówię śmiertelnie poważnie też nie jest najszczęśliwszym sformułowaniem).
Przyczyn ciąg dalszy
Rozpoczynając wspólne życie z aktualnym mężem, a wtedy dopiero pretendentem na takowego, zdarzało nam się strasznie pokłócić (nie żeby teraz się nie zdarzało). Jak już się pokłóciliśmy czasem musiałam wyjść i ochłonąć. Mieszkając w betonowej dżungli ciężko znaleźć ciche, spokojne miejsce, gdzie można zebrać myśli. Tak naprawdę nie jest ciężko, jeśli się wie gdzie takiego szukać. Po pierwszej akcji kłótniczej z przechadzką – nogi zaniosły mnie na ulicę przy cmentarzu. Patrzę brama otwarta, nikogo niebezpiecznego, ławeczki, a i jakiś kawałek sztuki czy ładnej twarzy można wyłowić. Nogi bolą, emocje buzują, wśród nich żądza mordu wstrząśnięta i zmieszana z groźbą samobójczą – wchodzę! Wchodzę i co? Początkowo siadałam na cichej ławeczce i ryczałam. Złość, żal wypływają ze łzami, uspokajam się. Wysyłam SMS-a, że wracam. Czasem po takich wypadach zostaje mi jakiś nowy znajomy – śpiący w najlepsze nieboszczyk (ostatnio taka śliczna rudowłosa, uśmiechnięta cizia).
Z artystycznym zacięciem
Dużo podróżując i zwiedzając często budowle sakralne z automatu wchodzimy na cmentarz. Stare, ciut zapomniane cmentarze o nagrobkach pretendujących do arcydzieł małej architektury. A każdy z nich to jakaś historia, to jedno oddane życie. W pomniku odbija się miłość rodziców do dzieci, miłość męża do żony, szacunek mieszkańców do znanej osoby. To miłe, choć jak już pisałam, zmarłemu niepotrzebne. Można rzec, że nagrobek pełni funkcje terapeutyczne dla tych, co pozostają. A ja, ja lubię sobie popatrzeć na sztukę w muzealnej ciszy pod chmurką.
Cmentarz Broumov
Nie jest to pierwsze takie miejsce w mej kolekcji, niech jednak będzie pierwszym na blogu. Broumov to czeskie miasteczko, które odwiedzaliśmy będąc na wycieczce w Ścinawce Górnej. Wpis o tej wyprawie był jednym z pierwszych na blogu i został nawet opublikowany na stronie Przystanek Dolny Śląsk.
Po wycieczce pozostały mi jeszcze zdjęcia z cmentarza, które właśnie dzisiaj dla was zamieszczam. Jest moi drodzy, na co popatrzeć. Sam cmentarz leży niedaleko Opactwa benedyktynów, przy ulicy Krinickiej, wokół drewnianego kościółka z 1459 roku. Podobno sam cmentarz jest jeszcze starszy, bo z II połowy XIII. Kawał ludzkiej, a w zasadzie międzyludzkiej czesko – niemieckiej historii i ukrytego w milczących twarzach posągów piękna. Zwiedzając miasteczko – cmentarz Broumov, właściwie cmentarz w Broumovie, to punkt obowiązkowy dla każdego miłośnika czasów, które za nami, których mnie osobiście strasznie szkoda. Tak pięknych krypt i nagrobków rozlokowanych wokół małego drewnianego kościółka wcześniej nigdzie nie spotkałam, szkoda tylko, że ci od incydentów kłótliwych byli głodni i tworzyli naciski na przyspieszone opuszczenie lokalizacji.
Co do zamiłowania do cmentarzy… jak bym siebie słyszała!