Król Maciuś wsród zabawek

O tym jak… trafić na bezludną wyspę – Król Maciuś Pierwszy – Janusz Korczak

Lektura szkolna od IKS lat. Nawet film jest, który pewnie wszyscy widzieli, gdy książkę ową przyszło im w szkole przeczytać. Moja córka, na aktualnym etapie swej edukacji musiała się również zmierzyć z tym …hmm… dziełem? Więc i ja podjęłam trud przeczytania tej książki. Z jakimi efektami? Spróbujmy je opisać.

Umarł król, niech żyje król

Tylko jaki ten nowy król. Dziecko zaledwie, sierota. Przerażony i smutny chłopczyk, któremu zawalił się świat. Jeszcze tego nie wie, ale walić będzie się dalej cegła po cegle, bo dzieci, którym wszystko wolno, to nieszczęśliwe dzieci. O tym, co panie polonistki mówią dzieciakom na lekcjach pisać nie będę. O to, co dziecko sądzi o tej powieści zapytam przy końcu recenzji. Książka ta bowiem ma dwie strony, jak dwa wiedźmińskie miecze, a za jej pomocą chce Korczak przekazać, nam dorosłym, coś ważnego.

Król – Dziecko i Rodzic – Nierodzic

Gdyby tak te Maciusiowe życie przełożyć na zwyczajną rodzinę. Tyle, że Maciuś jest sierotą. Ale (und this is grosse “ale”): ile jest dzisiaj takich niby pełnych rodzin z mamą i tatą, w których dziecko jest osieroconym małym królem. Dają mu jeść i pięknie odziewają, odsyłają do swych królewskich obowiązków, podejmują za niego decyzje jak ministrowie. Zabraniają bawić się z nieodpowiednimi dziećmi, zabraniają wychodzić samemu na dwór, nie uczą żyć, a kontrolują na każdym kroku. Gdzieś tam na zewnątrz istnieje jakiś świat, groźny i zły, przed którym trzeba dziecko chronić z całych sił. Ograniczanie swobody w imię wyższych idei i bezpieczeństwa, zaborczość i brak zaufania. Wewnątrz nieświadome dziecko, które widzi i rozumie więcej niż się dorosłym wydaje. Dziecko, w którym narasta frustracja i złość, a ogromna potrzeba wolności i niezależności skutkuje ucieczką czy, w późniejszym czasie, przejęciem kontroli i przemianą rzeczywistości na swoją – dziecięcą – modłę. Kiedy dziecko przejmuje władzę, nic dobrego nie może się stać.

Rodzic – Rodzic (dygresja)

Rodzic jest wtedy rodzicem, kiedy tak pokieruje rozwojem swego dziecka, aby wyszło ono w świat i podołało. Potknie się nie raz, ale to je tylko wzmocni, nie załamie. Nie da się osiągnąć tego współczesnym modelem wychowania. Błąd! (wróć). Nie ma już nawet pojęcia wychowanie, teraz jest towarzyszenie. Do kompletu — akceptacja nawet złych zachowań tylko dlatego, że istnieją. I wmawianie dzieciom, że mogą robić wszystko. Chociaż to bzdura! Mogą zostać kim chcą. Chociaż to też nie prawda! Możecie mi mówić i udowadniać jak to współczesne wychowanie jest dobre, jak to rodzic współczulny, partnerski jest rodzicem najlepszym. Możecie mi wmawiać, że straszenie dziecka, że Mikołaj przyniesie mu rózgę zostawia trwały ślad na jego nierozwiniętej psychice, że powinniśmy akceptować to, że nasz syn chce być Elzą na balu karnawałowym w przedszkolu. A ja wam powiem, że wypuszczacie w świat samobójców, którzy nie podołają rzeczywistości. A życie potrafi dać po dupie.

Jak się to ma do Maciusia?

Został królem, ale królowanie było do bani. Nie mógł robić tego, co chciał, a chciał przecież dla wszystkich dobrze. Uciekł z pałacu i poszedł na wojnę. Chciał uczyć się prawdziwego życia. Przejął władzę, a jego usilne próby dogodzenia obywatelom swego państwa zaowocowały jedynie brakiem zadowolenia, pretensjami i wyciąganiem rąk po więcej. Oszukiwany i wykorzystywany, wreszcie podbity przez sprytniejszych od siebie dorosłych królów i skazany na śmierć — w ostatniej chwili zamienianą na zesłanie. Samotność na bezludnej wyspie z czasem złagodzoną obecnością kilku przyjaciół.

I teraz nie wiem

Czy ma to być przestroga, czy moralitet? No bo: dziecięce podejście — takie stereotypowe — okazało się w dorosłym życiu króla nazbyt infantylne, naiwne, a w efekcie zgubne. Łatwo oszukać dziecko, gdy jest się dorosłym. To chyba chciał przekazać nam Korczak… a może jedynie to ja chcę widzieć w książce Król Maciuś Pierwszy taki właśnie przekaz? Niemniej, trzeba swe dzieci uczyć wychwytywania subtelnych życiowych zagrań, które stanowią o istocie dorosłości. Tych, których Maciuś — jako sierota — nie potrafił zrozumieć.

Lewaki nie czytajo

Daje mi to odrobinę dzikiej radości, bo z polityczną poprawnością Maciuś nie ma nic wspólnego — co mnie akurat wyjątkowo cieszy. Obsmarowuje Korczak radośnie demokrację i system parlamentarny. Ciemnych i zacofanych murzynów — nie tam afropolaków, czy osób czarnoskórych, a literalnie murzynów — edukować i na europejską modłę urabiać poleca. Maciuś im przyjaźń i obyczaje podaruje, a oni jemu kosztowności. Wszak na cóż murzynom kosztowności, ludzkiego mięsa nimi nie przyprawią. Zjawiający się w maciusiowym królestwie Murzyńscy królowie zachowują się jak rozwydrzone dzieci. Teraz to tak nie wolno nabijać się z innych nacji, myślę jednak, że Korczakowi wolno, bo to w końcu Eskimos po matce. Dziewczynki to głównie beksy i marudy, jeszcze w sukienkach chodzą — niedorzeczne. Jedynie Klu Klu murzyńska księżniczka zakrawa bardziej na współczesną kobietę, ale drzewiej też takie bywały i zwało się je — trzymajcie się ramy feministki — chłopczyce. Łaziły one po drzewach, strzelały z procy, pyskowały po mistrzowsku, a potem z tego zwyczajnie wyrastały w przeciwieństwie do was moje DOROSŁE i piastujące poważane urzędy państwowe panie… senatorki.

Smaczku dodaje, postać dziennikarza, który okazuję się najgorszą szują, oszustem i szpiegiem obcego mocarstwa. Jakże to tak strażnika demokracji i kreatora rzeczywistości opluwać. Za jego sprawą Maciuś zostaje podbity i skazany na wygnanie. Tyle książek się oprotestowuje za mniejsze przewiny, a o tej cisza, widać potomkowie lewaków lektur nie czytują.

Miało być pięknie i mądrze

Niestety nie będzie, bo mnie ta książka w żadnym kawałku nie urzekła. Przekaz przekazem, morał morałem, a estetyka i całokształt swoim torem. Cokolwiek bym nie pisała i jak bardzo nie przetwarzała jej treści doszukując się wzniosłości i przekazu, będzie to nieszczere. Jeden miała ona walor i szacunek za to autorowi, jak się czytało, to się człowiekowi nie nudziło, choć treść była co najwyżej średnia. Tak po prawdzie bardzo chcę, żeby Król Maciuś Pierwszy niósł z sobą coś więcej. Poprzeczka, którą Korczak postawił poświęcając swoje życie dla dzieci jest tak wysoka, że mierzenie się z nią w jakikolwiek sposób jest niewykonalne. Chciałoby się dostrzegać tą jego wzniosłość i w jego dziełach literackich, chociaż okazuje się, że wcale jej tam nie ma.

Na zakończenie piosenka

Cóż ona ma z książką Król Maciuś Pierwszy wspólnego? Może nic, a może wszystko. Takie to moje wolne skojarzenie. Może to Maciuś siedzi tam na tej wyspie i kaleczy palce.

P.S.

Nie wiem, czy jasne jest to co chciałam przekazać, czy nie. Chyba nie całkiem lub nie do końca. Musi jednak tak pozostać. Może ktoś podejmie trud przeczytania i tak jak moja córka dowie się, że bycie władcą to ciężka służba dla dobra innych ludzi. Służba, która wymaga rezygnacji z własnych marzeń i planów. Może przyszły dorosły czytelnik znajdzie coś zgoła innego.

0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *