padajacy w Sudetach deszcz

Szczepan Twardoch – Królestwo – Tera i widmo Żeromskiego

Wycia syren i statycznego szumu tysiąca radioodbiorników, które usłyszałeś w głowie, gdy mama powiedziała ci, że to koniec, nie dało się zagłuszyć. Nie zagłuszyły go chude ciała kobiet, zlewające ci się w jedną masę cycków, pośladków i cip, nie zagłuszyły go pijaństwa w Nowoczesnej, kurwy w Britanii czy interesy z dorosłymi szmuglerami, które prowadziłeś w Wesołym Marynarzu, gdzie cię wtedy nawet widziałem, samemu pozostając niezauważonym. Wycie rosło, rozwijało się, stawało coraz głośniejsze, szum statyczny tysiąca radioodbiorników zagłuszał twój własny, wewnętrzny głos, ten głos, który prowadząc, narrację naszego życia, jest tak naprawdę najgłębszym jądrem człowieczeństwa, jest bardziej “człowiekiem” i “osobą” niż cokolwiek innego, i ten głos stał się dla ciebie, a więc dla siebie samego niesłyszalny, słowa wypowiadane w głuchej ciemności; i nic nie pomagało, alkohol nie pomagał nie pomagało opium i w końcu cały byłeś tylko tym wyciem i szumem, i nieprzebijającym się już przez nie twoim własnym, głuchym i niemym czarnym krzykiem.

SZCZEPAN TWARDOCH – KRÓLESTWO

Tyle już czasu upłynęło od dnia, w którym moja Pani z Polskiego, nie raz doprowadzona przeze mnie do łez, napisała na jednym z mych wypracowań, że produkuję zbyt długie, wielokrotnie złożone zdania. Napisała wtedy, że słowo winno być piórem, a nie ciężkim mieczem. Polonistka Pana Szczepana, nie miała chyba tego typu rozterek, znosiła mężnie ciężar i gęstość Twardochowego pióra. Gęstość to dobre słowo, chociaż nie odnosi się zupełnie do opisu, a jednak wypływa z niego mrok, jakby ktoś mieszał w kotle pełnym gęstej smoły… abo tery.

Widmo Żeromskiego

Może po latach, należałoby przeprosić Panią, za bycie krnąbrną uczennicą? Perfidnie lubującą się w ośmieszaniu szkolnych lektur, wytykaniu ich bzdurności, braku ponadczasowości, a najbardziej i najsilniej LEWACTWA. Ponieważ wielu lektur, nie dało się przeczytać dla przyjemności, czytałam je nienawistnie, krytycznie i z zamiarem sponiewierania i zniszczenia. Najgorszym czasem dla Pani profesor był niestety pozytywizm, a najpaskudniejszym jego przejawem – Przedwiośnie. Socjalistyczno – komunistyczno – bolszewickie brednie Żeromskiego. Na samo wspomnienie których przechodzą mnie dreszcze.

Śmieszna sytuacja, dopiero co najstarsza zimorośl mierzyć musiała się z Syzyfowymi Pracami. Tak, to nadal straszy i obrzydza czytanie. Jej niezmienne miejsce w kanonie lektur to jawna hipokryzja. Przypominam, jest to historia walki polskiej młodzieży z rusyfikacją. W dobie powszechnej amerykanizacji, postępującej tak szybko, że za parę lat niektórzy zaczną wpierdzielać indyka na święto dziękczynienia, Syzyfowe Prace pozostają na swoim miejscu. Chyba gołym okiem widać, że powieść ta nie spełnia swojej dydaktycznej funkcji!

Myślę sobie i w sercu czuję, że gdyby przyszło mi raz jeszcze, przeczytać te dwa twory, w głowie słyszałabym jedynie szum statyczny tysiąca radioodbiorników, zagłuszający mój własny, wewnętrzny głos.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *