Zmiany, zmiany
Lektury szkolne zmieniają się ostatnimi czasy jak w kalejdoskopie. Jakoś tego, co nasza najstarsza zimorośl czytała, już się nie czytuje. Nawet nie czytuje się już tego co myśmy kiedyś czytali – Kajtkowe Przygody, Przygody Filonka Bezogonka, Puc Bursztyn i Goście. A i wychowawczyni klasy drugiej sama mówi, że są książki, które pierwszy raz będzie z dziećmi omawiała. Czyli mamy dużo nowości, a czy te nowości przypadają nam do gustu to się dopiero okaże. Zabawne jest tylko, że Syzyfowe Prace dotąd trzymają się zażarcie programu. Chyba że w ostatnie dwa lata coś się jednak na lepsze w tej materii zmieniło i nudne rusyfikowanie polskich dzieci odeszło wreszcie do lamusa, ustępując miejsca czemuś co daje się przeczytać bez odruchów wymiotnych.
Klasycznie i po kwyrloczkowemu
Trochę zamarudziłam w dziedzinie lektur, a temat jest to przecież niebywale ważny. Wychowują one bowiem nasze dzieci i zachęcają lub odstręczają od czytania, które jak wiadomo jest dla rozwijającego się mózgu bardzo, ale to bardzo ważne. Właśnie okazuje się, że zapomniałam zupełnie o przygodach pewnych skarpet. I o dwóch innych lekturach, a może i nawet czterech, jak się dobrze zastanowić. Boli mnie to bo lubię sobie coś skrytykować, a jakoś nie bardzo mam ostatnimi czasy co (Taki tam, nieśmieszny żart recenzenta). Myślę, że czas nadrobić to niedopatrzenie i nad rzeczonymi historiami dziecięcymi jednak się pochylić. A tak naprawdę, kiedy myślę o pisaniu recenzji prusowego Faraona trochę mi się odechciewa w ogóle pisać, także zdecydowanie książki dla dzieci muszą być tymczasowo ważniejsze.
Niesamowite Przygody Dziesięciu Skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych)
Była to książka, o której słyszałam już bardzo, bardzo dawno temu i wtedy, w tym dawnotemowie chciałam już ją kupić, a było to zaraz po jej wydaniu, jeśli dobrze pamiętam. Na przestrzeli kolejnych lat usiłowałam kilkukrotnie wypożyczyć ją z biblioteki i jakoś ciągle mi się nie udawało. Czasem zapominałam, czasem sobie przypominałam. Aż tu nagle okazało się, że ze skarpet zrobiono szkolną lekturę i chcąc nie chcąc trzeba ją było wreszcie kupić. Ucieszyłam się nie powiem, a jeszcze bardziej ucieszyłam się z tego, że autorką opowieści o skarpetach jest także autorka rewelacyjnej Babcochy. Gdy tylko nasz cudny zakup wyskoczył z paczki wjechałyśmy w przygody skarpet jak dzik w pomidory. Tyle że ten akurat dzik chyba nie całkiem lubił pomidory. Z każdym kolejnym pomidorkiem, z każdą kolejną stroną rosło w dziku niedowierzanie i rozczarowanie jak stary, zeszłoroczny, ciężkostrawny żołądź.
Książka, której czegoś brakuje, chociaż w zasadzie wszystko ma
Opowieść na każdy wieczór czytania – ma. Fajne ilustracje – ma. Ładne wydanie na grubym papierze – jest. Tylko te przygody jakieś takie wybrakowane. Nic mnie w nich nie rozśmieszyło, niczego nie widzę w nich pouczającego, w ogóle nie widzę w tych historiach niczego fajnego. Ot czytadło i tyle. Zbyt mała doza humoru, jeszcze mniejsza absurdu, o który aż prosi się, gdy personifikujemy garderobę.
Ja nie jestem jednak celem i kluczowym odbiorcą. Książka wszak jest dla dzieci i to dzieciom powinna się podobać. Tutaj jak się okazało, mimo moich obiekcji, była to najlepsza lektura na świecie. Tak twierdzi ośmiolatka i chyba to powinna być najważniejsza, najszczersza i najprawdziwsza recenzja. I nikogo nie powinno obchodzić, że dzik ma alergię na pomidory, nie lubi czerwonego, a i konsystencja kompletnie mu się nie podobała. Okazuje się też, że nie jestem odosobnionym dzikiem w tym ogrodzie. Jak mówi bardzo stare leśne porzekadło: nie daleko pada locha od odyńca, kiedy diabeł kule nosi, bo dziadek też nie był niestety zachwycony.
Trój-osobowa recenzja
Dziadek był zbulwersowany. Był dramatycznie wręcz zbulwersowany, używał niewybrednego, zbulwersowanego języka. Stwierdził nawet, że książka owa uczy dziewczęta, że nadają się jedynie do prania brudnych skarpet. Czego uczy chłopców, nie precyzował. Także, jeżeli macie dziadka, który łatwo może się zbulwersować polecam nie prosić go o czytanie Niesamowitych Przygód Dziesięciu Skarpetek, albowiem może to zaszkodzić i wnukom, i babciom, i rodzicom no i skarpetom oczywiście.