Andriej Diakow - Do Światła - pierwszy kontakt z okładką

O tym jak… mogłoby (nie) być – Do Światła – Adriej Diakow

Dzisiejsze wiadomości

Izrael pogniewał się na cycki Merkelowej, a przecież tylko ktoś zamachnął się na synagogę. Iran obraził się o nowe technologie niewydobywania ropy. Syria i Turcja… o Kurde, szkoda gadać. Dowcip z jakiego kraju pochodzi gość restauracji, który zjada kartę dań staje staje się aktualnie bardzo mało zabawny. Trzeba też trzymać głowy nisko. Drony nalatują rafinerie, elektrownie i prywatne balkony. Muzułmanie gwałcą europejskiej kobiety, palą europejskie samochody, wybijają witryny europejskich sklepikarzy, szkło leży na ulicach jak kiedyś w kryształową noc. Białe rządy odwracają wzrok od cierpienia swoich obywateli. Dzieci donoszą na ojców, mężowie na żony, ekolodzy na miłośników zwierząt, miłośnicy zwierząt na wegetarian, wegetarianie na wegan, pokątnie i tak wszyscy jedzą smalec i noszą skórzane paski za trzy i pół koła. Kolejna sponsorowana Greta wrzeszczy “how dare you” pod płonącym co roku lasem Amazonii.

Teraz dodajmy do tego

A teraz wyobraźcie sobie: Putin Trumpowi naubliżał, brzydko go zwyzywał od łysych w tupecikach, brzydali i popleczników masonerii. Wybuchła kłótnia na całego, wszystko się pomieszało jak w wierszu Globus Brzechwy – tylko gorzej. Trump nie pozostał bowiem dłużny, zwyzywał Putina od niedźwiedzich treserów i syberyjskich potokowych wędkarzy. No i Chiny, Chiny będą kluczowe w tym konflikcie, Chiny, a nie śmieszna zimna Amerykańsko – Rosyjsko wojenka o wędrówki po ciałach astralnych. Skośne oczy współczesnych Chińczyków jak skośne oczy Japonii. Teraz ciiiii. Słyszycie? Lecą, z coraz głośniejszym gwizdem, bomby, a imię każdej Little boy. Może ktoś jeszcze zdąży zaśpiewać “Enola Gay you should stay at home yesterday, it shouldn’t ever have to and this way…” Wyrosną grzyby, skończy się świat. Nieliczni ocalali zejdą do metra nie żeby żyć – żeby przetrwać.

Do Światła – Andriej Diakow

Nieliczni będą trwać tak długo aż pozapominają czemu świat zginął pod kapeluszem grzyba. Ci co wiedzieli nigdy nikomu nie powiedzą, ci co nie wiedzieli nigdy nie spytają. Dzieci nowe urodzą się im i będą śmiać się, że oni wspominają znów ten podły czas, że do światła słonecznego nie odwrócą już swoich bladych twarzy. Nieliczni szaleńcy zwani stalkerami ułożą się jeszcze do snu pod rozgwieżdżonym niebem dla reszty pozostanie jedynie ciasnota wilgotnych korytarzy, sąsiedztwo innych ludzkich kolonii. Niedobory wody i żywności, choroby, ciemność, smutek stagnacji i wszechobecny smród niemytych ciał. Jeden samotny mężczyzna i jedno samotne dziecko razem znajdą coś na co czekali wszyscy. Stanie się cud i nadzieja powróci do ludzkich serc.

Zanim jednak to nastąpi

Czytelnicy porwani zostaną w wir akcji podobnej ciut do Japońskich anime, w których to w każdym odcinku bohaterowie mierzą się z nowym potworem wyłażącym z morza. Oddział stalkerów rusza na misję i co krok musi walczyć z kolejnymi wyskakującymi – a to ze sklepu, a to z rzeki – mutantami popromiennymi. Każdy z nich wredniejszy od poprzedniego. Jesteście pewnie ciekawi, który najwredniejszy? To, już jak w Wiedźminie – człowiek. Nie mogę jednak popsuć wam suspensu i czym też ten człowiek zawinił musicie przekonać się sami. Mierząc się po drodze z dozą przygód tak wielką, że aż zacierającą się – niestety – po dłuższym czasie dość szybko w pamięci. Pozostaje jednak wrażenie przeżytej przygody i przyjemnie spędzonego czasu.

Czegoś zabrakło

W mym sercu pozostał jednak pewien niedosyt. Brakowało głębszych przemyśleń bohaterów, ciut ambitniejszych i mądrzejszych dialogów, rozwiązań i spostrzeżeń. Główny bohater Do Światła – żołnierz sztampowy – postapokaliptyczny Rambo. Twardziel o gołębim sercu z poczuciem sprawiedliwości krążącym w żyłach zamiast krwi. Z twarzą zwróconą Do Światła, porwany w wir wydarzeń, w których nie do końca chce brać udział, twardą ręką szkolący swego młodego następcę. To już chyba było i było, i było pewnie jeszcze z parę razy było i będzie. Zabrakło czegoś co potrafił stworzyć Łukienienko, nieuchwytnej magii, duszy tkwiącej w opisanych ciałach. Niemniej w ramach odskoczni od przyciężkiej klasyki (takiego Traktatu o Łuskani Fasoli przykładowo) nudy (w Traktacie o Łuskaniu Fasoli) i smutnej sytuacji życiowej (jak wyżej), codziennej porcji złych wiadomości i wyborów (również lektur) serdecznie polecam.

Andriej Diakow - Do Światła Okładka w piecu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *