Tomiszcze pierwsze
Gruba, gruba książka. Gruba książka z półki: Mąż bije i każe czytać. Ja, mężowa forpoczta, czytam bez bicia i opiniuję. Korona Śniegu i Krwi wraz ze swoim rodzeństwem w postaci dwóch kolejnych równie opasłych tomów była gwiazdkowym prezentem, dopiero teraz doczekała się swojej kolejki. Ja czekałam na Polską Grę o Tron, drugiego Sapkowskiego, a tu ni ma… ni ma Pani. Ni ma ani Martina ani Sapkowskiego, tylko Cherezińska jest i ta korona nieszczęsna, gruba, długa i niepotrzebna.
Nadziwić się nie mogę, to się ludziom jednak podoba. Przykre, to że im coś mniej skomplikowane, toporne i stylowo uproszczone tym lepiej odebrane. Nie wiem też jak mój umysł skonstruowano, ale to co wszyscy mają tutaj za plusy dla mnie stanowi minusy tak wielkie, że większych chyba być nie może.
Minus Pierwszy – Język
Ja, wychowana na Sienkiewiczowskiej trylogii nie potrafię wybaczyć współczesnym pisarzom braku archaizacji językowej. Nie potrafię – i co poradzę! Jak odzywa się król lub książę to ma odzywać się po królewsku. Nawet jeśli autor wie, że nie podoła i nie wsadzi w jego usta mowy z czasów piastowskich, to przynajmniej niech czuć od króla władzę. Jak się czytało trylogię to się czuło, że taki Jarema Wiśniowiecki jest sztywny jak kij i ma władzę panowie, że ho ho. W Cherezińskiej głównymi bohaterami są sami książęta i królowie, a wszyscy komunikują się co najwyżej jak licealiści przed maturą. Prostym, żeby nie powiedzieć prostackim językiem polskim, w krótkich rzeczowych zdaniach, szybkich dialogach pchających nieuchronnie i szybko do końca powieści.
Minus Drugi – Wygląd postaci
Tutaj to muszę się zgodzić z pewnym podobieństwem do Gry o Tron. Korona Śniegu i Krwi zbliża się do powieści Martina w jednym właśnie aspekcie. Tworzenie postaci rodem z gier fabularnych. Nieodparte mam wrażenie, że Pan Martin rzuca kostką i z tabeli wybiera po wyniku wyrzuconych oczek kolory oczu, włosów, kształty nosów i atrakcje dodatkowe – twarzowe blizny i tym podobne. Pani Cherezińska miała może ciut łatwiej bo gdzieś na kartach historii jakieś opisy być może pozostały; ale to, że jakiś opis postaci jest, to jeszcze trzeba go używać, od czasu do czasu przypomnieć czytelnikowi jak nasi bohaterowie wyglądają.
Przez prawie cały pierwszy tom usiłowałam przypomnieć sobie jak wygląda książę Przemysł. I tak by mi chyba zostało – bo gdzieś tam na początku zapisany opis z cyklu: kolor oczu, kolor włosów, kolor rąk i etc., został zapomniany, a na kolejny przyszło mi czekać do jego drugiego małżeństwa, grubo za połową książki. Niebywale to utrudnia sprawę polubienia postaci, wejścia z nią w jakąś czytelnicza interakcję.
Dziwnym także pozostaje fakt, że bohaterowie się nie starzeją, umierają prędzej tacy jacy byli na początku książki – piękni, młodzi i bezpłciowi. Dla przykładu i jako przeciwwagę opis Białego Wilka – Gwynblejdda – Geralta w Rivii – podam z pamięci, aparycji jego nie da się zapomnieć, nie da się jej także przeoczyć.
Sienkiewiczowi zarzucano cukierkowe przedstawianie dam. Pani Cherezińskiej zarzucić można dzielenie kobiet na trzy grupy: piękne, brzydkie, i brzydkie z tym czymś co czyniło je jednak w jakimś stopniu piękne. Głównym wyznacznikiem kobiecego wyglądu, tym czym różniły się do siebie opisane panie, jest ich kolor i konsystencja włosów.
Minus Trzeci – Charakter postaci
Dramat, dramat ludzie. Postaci jest wiele, każda ma jakiś interes i swoje – w kwestii zdobycia większej władzy – plany. Bo w książce tylko o zdobycie władzy chodzi. Jakiej władzy? To już w zasadzie obojętne. Problem z postaciami jest taki, że poza paroma wyjątkami wszystkie są jednakowo miałkie. Posługują się tym samym językiem. Czy to chłop czy to Pan, inaczej wyglądają, a po za tym są zupełnie jednakowe. Przemysł II, Henryk IV Probus i Jakub Świnka to tak naprawdę jedna i ta sama osoba. Trochę tak jakby jeden aktor grał w teatrze trzy role, wszystkie jednakowo źle. Niezależnie od czynów bohaterów ich podejście i słownictwo jest identyczne. Henryk kreowany na łotra i bezbożnika wypowiada się zupełnie tak samo jak dobroduszny Arcybiskup Gnieźnieński przez co czyny wszystkich stają się nieszczere, momentami groteskowe. Żadnego z nich nie da się lubić… lub nienawidzić! Bo jak nienawidzić czy lubić ta samą postać, która w jednym rozdziale robi coś dobrego, w drugim coś złego, a w trzecim nic nie robi?
Tylko etykiety (nazwiska rozpoczynające podrozdziały) się zmieniają.
Plus Pierwszy – Rikissa, Kinga i Bolesław
Trzy postacie, które mają charakter, które coś sobą reprezentują. Jest jakiś zamysł i jakaś ich budowa. Myślą i działają według siebie, zgodnie ze swoimi osobowościami. Nie są nijacy. Wątek nadnaturalny Kingi i Bolesława może się wielu czytelnikom nie podobać, ale przynajmniej jest czymś innym niż przeciętność reszty fabuły. Dla mnie osobiście była to miła odskocznia, ponieważ ja fantastykę lubię i miłości do czarów, elfów i strzyg nigdy się nie wyrzeknę (podpowiem tylko, że można było więcej o nich napisać – dając w ten sposób wytchnienie od dużych ilości prawd historycznych).
Niestety, kiedy już się człowiek do kogoś przywiąże to ten ktoś umiera.
Minus Czwarty – Opis
Wiem, że teraz moda taka, że opisów w książce im mniej – tym ludzie bardziej zachwyceni. A jak już o trzy zdania za dużo o jakimś badylu to zaraz larum, że po co tyle opisów przyrody (no to ja zapraszam do Przeminęło z Wiatrem i trzystu opisów balowych sukien).
Problem jest jeden i kluczowy: czytając książkę o natłoku zdarzeń i informacji bez opisów czegokolwiek – za rok nie będziecie pamiętać niczego. Nie ma momentu przerwy, w którym mózg mógłby to wszystko posortować i poukładać, nawet trochę się znudzić w oczekiwaniu na kolejną porcję akcji. Korona Śniegu i Krwi opisów ma jak na lekarstwo (już abstrahuję od postaci), ale jak Polska wyglądała w tamtych czasach to się raczej nie dowiecie, może jedynie liźniecie zagadnienie palisady wokół grodu. Czy to był karaj zielony, czy łysy. Żyzny, ładny, brzydki? Była sobie taka Polska, taka Europa i w niej się kotłowali równie bezbarwni władcy. Pani Cherezińska stworzyła być może pierwszą na świecie fabularyzowaną encyklopedię wydarzeń z czasów rozbicia dzielnicowego. Nie wiem czy ją za to szanować…
Minus piąty i plus drugi w jednym – Magia
Usiłowała autorka jakoś to pogodzić. Z jednej strony stawiając kościół, a z drugiej dawne wierzenia. Na mój gust i upodobania wątków tych jest za mało. Zabrakło zdecydowania, albo piszemy książkę i na warsztat bierzemy same fakty, albo dodajemy od siebie coś więcej i jest więcej tego więcej. Zamiast wykorzystać słowiańską magię jako przerywnik, odskocznię od przynudnawej i ciągłej walki o stołki , gdzieś w połowie książki zapodziały się te wątki i wracają jedynie w postaciach dwóch dziewcząt (również granych przez jedną i ta sama aktorkę), przewijających się przy książętach – a to z dzbankiem wina, a to z gołym tyłkiem.
Sam pomysł ożywienia zwierząt herbowych bohaterów, którym wielu czytelnikom nie przypadł do gustu, nie jest zły, problem tylko taki, że bohaterowie tych swoich zwierzaków nie zauważają. Niby są świadomi, że te stworzenia coś robią, bawią się przykładowo z małą księżniczką, ale nic po za tym, nikt się do tego nie odnosi, a szkoda. Ot taki fabularny bezwartościowy dekor, odwracacz uwagi od encyklopedyczności wydarzeń.
Minus szósty – Seks
Ja tam do tego typu umilaczy zwykle zażaleń nie mam, erotyczne potyczki bohaterów mi nie przeszkadzają. Myślę, że Korona Śniegu i Krwi prosiła się o umieszczanie historii miłosnych podbojów bohaterów, czy też momentami ordynarnego chędożenia. Boli tylko nieudolność w opisaniu takich zbliżeń. Kolejna już nieudolność.
Jeśli mieliście przyjemność czytać Nienackiego i jego Dagome Iudex, i przypomnicie sobie tamte sceny erotyczne, to będziecie wiedzieć w czym rzecz. Nienacki pisał tak, że robiło się ciepło, żeby nie powiedzieć wilgotno. Cherezińska pisze tak, że śmiem wątpić w jej udane pożycie. Przepraszam, ale tragedia. To chyba już lepiej było odpuścić całkowicie te wątki.
Szczególnie odpuścić Leszka Czarnego i jego romans ze swym podchorążym. Ich obrzydliwe, równie słabo opisane igraszki w skarbcu czy innej piwnicy. Fe! Znowu te lewackie granty, czy o co tam z tym chodzi? Nie wiem.
Korona Śniegu i Krwi
Czy tak to się dzieje z książkami pisanymi na zamówienie, że są tak strasznie nieszczere. Wypływająca z nich historia jest jakby nieprawdziwa, nakreślone charaktery bezpłciowe. Ważny czas i to żeby upchać wszystkie potrzebne wątki w trzy opasłe tomy powieści. To mogło być dzieło życia, a stało się przelewem na konto.
Powieść składa się prawie z samych dialogów. Aż dziw bierze, że to da się czytać. Bo da się, historię połyka się zdanie po zdaniu, dialog po dialogu, w zawrotnym tempie. Jest to w pewnym sensie plus, ale żeby ten plus nie przysłonił nam pozostałych minusów.
Niestety nie mam szerokiej wiedzy na temat rozbicia dzielnicowego – tyle co pamiętam ze szkoły – że było. Nie jestem w stanie powiedzieć wam, czy opisane wydarzenia tak właśnie wyglądały w rzeczywistości. Wiem za to, że w przeciwieństwie do postaci z książki w tamtych wydarzeniach brali udział prawdziwi ludzie z krwi i kości. Z ciekawości zaglądnęłam właśnie w Wikipedię do żywotu Henryka IV i widzę, że jego losy w książce są dokładnie takie same jak tutaj. Tym bardziej boli mnie fakt, że postacie są tak słabo napisane. Jakaż jest bowiem siła książki, w której historia znana jest od początku do końca, jeśli nie w dobrze stworzonych charakterach?
Nie polecam
Nawet miłośnikom tego okresu, to już lepiej niech się miłośnicy wezmą za książki naukowe. Na półce czekają jeszcze dwa tomy i ja te dwa tomy przeczytam – może, choć wątpię – coś mnie jeszcze pozytywnie zaskoczy. Zastanawiając się chwilę nad tym co za mną Korona Śniegu i Krwi to półprodukt, prędzej scenariusz filmowy niż powieść, kto wie, może taki był zamysł. Tylko kto to nakręci, Polacy? Po obejrzeniu pierwszego odcinaka Korony Królów śmiem wątpić.
O tym jak… nadchodzi Władysław – Niewidzialna Korona – Elżbieta Cherezińska